Rzucił pralkę w piach, a publikę na kolana. I to w jakim stylu! Kilka tygodni morderczego treningu przyniosło efekt - pan Dariusz Słowik został najdalej rzucającym pralkami człowiekiem na świecie. Sukces to nie lada, zwłaszcza jeśli bijąc nietypowy rekord pomaga się osobie chorej na białaczkę.
Tym razem publiczność zgromadzona na stadionie w Białogardzie nie chciała oglądać żadnych zawodów sportowych. Ludzie domagali się igrzysk, ale... nietypowych. Emocje te same co zwykle, tylko pytanie trochę dziwaczne: Czy rzuci pralką tak daleko, żeby zostać mistrzem i ścisnąć w ręku upragniony wpis do Księgi Rekordów Guinnesa?
"Następnym razem będą cztery metry"
Udało się, choć - jak podkreślał sam triumfator - "łatwo nie było". Niespełna 3,5-metrowy rzut "artykułem gospodarstwa domowego", który zazwyczaj stoi pod strzechą, wystarczył by zostać mistrzem.
Myli się jednak ten, kto uważa, że taki sukces nie wymaga poświęceń... W tym przypadku przede wszystkim dotyczą one domowników pana Dariusza, bo żeby wejść na szczyt, do piachu "posłał" sześć 50-kilogramowych pralek treningowych.
Niewinna zabawa miała jednak jeszcze jednego zwycięzcę - dziewczynkę chorą na białaczkę. Dzięki akcji udało się zebrać pieniądze na jej leczenie. - To był prawdziwy cel - mówił uradowany rekordzista.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24