Platforma Obywatelska chce zmiany ministra spraw zagranicznych - Anny Fotygi, głównego negocjatora, bo "się nie sprawdził, a nie ma dowodu na to, że jak już raz coś schrzanił, to następnym razem sobie poradzi" - stwierdził Bronisław Komorowski.
Opozycja nie wierzy koalicjantom, którzy zgodnym chórem przekonują o polskim sukcesie na czerwcowym szczycie w Brukseli. - Polski rząd poniósł w Brukseli "sromotną porażkę", bo nie osiągnął żadnego z głównych celów i zmarnował wsparcie opozycji - ocenił wiceszef PO Bronisław Komorowski. Sukces na szczycie w Brukseli - ocenił wiceszef PO - odniosła UE, bo jego efektem stało się pogłębienie integracji m.in. w ramach wspólnej polityki zagranicznej. Uznał też szczyt za sukces prezydencji niemieckiej, bo zrealizowała ona prawie wszystkie cele, jakie sobie stawiała.
Podkreślił, że skoro Polsce nie udało się obronić pierwiastka, należało zabiegać o inne obszary istotne z polskiego punktu widzenia - kwestie progów, obszary wyłączone spod systemu głosowania podwójną większością, zwiększenie liczby polskich parlamentarzystów w Parlamencie Europejskim czy zagwarantowanie Polsce "pewnego" komisarza. - Reszta, to, że sukcesem rządu ma być przesunięcie o parę lat wywalczonego przez Jerzego Buzka systemu nicejskiego - przecież to jest kpina - ocenił Komorowski.
Komorowski skrytykował wiceszefa MSZ Pawła Kowala za to, że jego wcześniejsze wystąpienie w Sejmie nie dało odpowiedzi na szczegółowe pytania, takie jak "gdzie i dlaczego Polska dała się oszukać".
Zdaniem posłanki SLD Jolanty Szymanek-Deresz "sukcesem" polskich władz odniesionym na czerwcowym szczycie UE jest jedynie "wykazanie przez Polskę, że zna słowo kompromis" oraz to, "że Polska zna określenie wola współpracy". Szymanek-Deresz uznała, że decyzja polskich przedstawicieli w sprawie unijnej Karty Praw Podstawowych jest niekorzystna dla Polaków. Ostro skrytykowała też minister spraw zagranicznych Annę Fotygę. Według niej, szefowa MSZ jest niekompetentna, pozbawiona inicjatywy i chęci dialogu z partnerami.
Jak zauważył prezes PSL Waldemar Pawlak, polska delegacja w Brukseli powinna swoje stanowisko negocjacyjne rozpocząć od obrony systemu nicejskiego głosowania w Radzie UE. Jego zdaniem, gdyby Polska "bardziej uwzględniała propozycje innych krajów europejskich", to być może wróciłaby z Brukseli jako kraj, który został współtwórcą dobrego porozumienia. Odnosząc się do mechanizmów blokujących decyzje w Radzie UE, powiedział, że wszelkie mechanizmy podejmowania decyzji należy rozpatrywać w konkretnych realiach. W jego ocenie, Polska na szczycie bardziej upierała się przy symbolach niż przy wartościach, czy rzeczywistych mechanizmach.
Wiceszef MSZ Paweł Kowal, który pod nieobecność Anny Fotygi i wobec zawieszenia Pawła Zalewskiego, reprezentował rząd podczas sejmowej debaty tłumaczył posłom, że "szczyt w Brukseli zakończył się sukcesem Polski". - Przedłużenie nicejskiego systemu głosowania do 2017 roku przekroczyło to, czego można było się spodziewać przed szczytem - zapewnił. Dodał, że Polska szukała poparcia dla idei systemu pierwiastkowego, lecz spotkała się z "mrożącą reakcją partnerów europejskich". - Najważniejszy jest kompromis i szukanie konsensusu - podsumował. Kowal podkreślał też znaczenie tzw. kompromisu z Joanniny, który pozwoli odwlekać podejmowanie niekorzystnych decyzji przez "rozsądny czas", kiedy będzie już obowiązywał system podwójnej większości. Mechanizm będzie mógł być użyty, jeśli wystąpią o to kraje reprezentujące co najmniej 19 proc. ludności UE - tyle, ile dziś mają np. łącznie Polska i Francja. Eurokonstytucja zakładała pułap 26,25 proc.
Również Karol Karski z PiS, szef sejmowej Komisji ds. Unii Europejskiej, pogratulował polskim negocjatorom sukcesu na szczycie w Brukseli. Zdaniem Karskiego, przyjęty na szczycie mandat na Konferencję Międzyrządową "zawiera postanowienia w wielu miejscach korzystne dla Polski". Konferencja Międzynarodowa ma opracować nowy unijny traktat, w miejsce eurokonstytucji odrzuconej w referendach przez Francuzów i Holendrów. Za niewątpliwy sukces negocjatorów Karski uznał także wprowadzenie mechanizmu z Joaniny. Jego zdaniem, nie jest to "pusty mechanizm".
O sukcesie Polski przekonana jest także Samoobrona. - Ustalenia szczytu Unii Europejskiej w Brukseli należy uznać za satysfakcjonujące dla Europy, a w szczególności dla Polski - powiedział Mirosław Krajewski. Jak dodał, klub Samoobrony będzie głosował za przyjęciem informacji rządu. Poseł Samoobrony ocenił, że postawa polskiej delegacja w Brukseli była "nieustępliwa, ale i roztropna". - Nasza delegacja powinna liczyć także, a może przede wszystkim na uznanie we własnym kraju - uważa Krajewski.
Odmiennego zdania jest trzeci koalicjant. - Liga Polskich Rodzin opowiada się za odrzuceniem Traktatu Reformującego UE - oświadczył Wojciech Wierzejski. Poseł LPR przedstawił 14 argumentów przemawiających - jego zdaniem - przeciwko ratyfikacji Traktatu Reformującego. Jego zdaniem, w efekcie przyjęcia Traktatu Reformującego Unia uzyskuje osobowość prawną, której dotąd nie posiadała. - W sposób ewidentny budowane jest na naszych oczach superpaństwo - uważa Wierzejski. W ocenie polityka LPR, ograniczona będzie możliwość podejmowania decyzji przez kraje członkowskie UE, które tracą prawo weta aż w 36 sprawach. Liga przeciwna jest także Karcie Praw Podstawowych. Jak dodał, w Traktacie Reformującym nie ma ponadto żadnego odniesienia do chrześcijańskich korzeni Europy.
Odnosząc się do przedłużenia nicejskiego systemu głosowania w Radzie UE Wierzejski ocenił, że Polska obroniła swój interes tylko na pięć lat. Zwrócił też uwagę, że mandat na Konferencję Międzyrządową wielokrotnie odnosi się do artykułów odrzuconej przez Francję i Holandię eurokonstytucji.
Premier Jarosław Kaczyński po porannych głosowaniach opuścił Sejm, nie czekając na informację rządu. Pytany przez dziennikarzy, dlaczego nie bierze udziału w przedstawieniu posłom informacji o wynikach szczytu UE powiedział: - Dzisiaj nie ma warunków do spokojnego dyskutowania na ten temat. Nie ma warunków dlatego, bo wokół tego (szczytu - red.) panuje coś, co by można było określić jako swego rodzaju paranoję: te wszystkie badania, co w której minucie się działo. Więc wobec tego postanowiłem nie brać w tym udziału, bo jest to cokolwiek poniżej godności - stwierdził Kaczyński.
Jerzy Szmajdziński (SLD) ocenił, że wypowiedź premiera była "gorsząca" i pokazuje jego stosunek do parlamentu. - Gdyby taki komentarz wygłosił jeden z poprzednich premierów ostatnich 17 lat, Jarosław Kaczyński nie zostawiłby na takim premierze niczego. Każdy taki premier zostałby przez premiera Kaczyńskiego potraktowany z najwyższą surowością" - stwierdził polityk SLD.
W dniach 21-22 czerwca przywódcy krajów UE przyjęli mandat do prac nad Traktatem Reformującym, który ma zastąpić odrzuconą przez Francuzów i Holendrów eurokonstytucję. Na szczycie przywódcy państw UE uzgodnili, że do 2014 roku będą obowiązywały dotychczasowe, korzystne dla Polski zasady głosowania w Radzie UE, jakie przewiduje Traktat z Nicei. Dopiero potem zacznie obowiązywać system podwójnej większości państw (55 proc.) i obywateli (65 proc.) z eurokonstytucji. Przez trzy kolejne lata, do 2017 roku, każdy kraj będzie jednak mógł zażądać powtórnego głosowania w systemie nicejskim i jeśli zbuduje mniejszość blokującą - decyzja nie zapadnie.
Wcześniej dziennikarze, poczynając od reporterki TVN24 Ingi Rosińskiej, zwracali uwagę, że kompromis z Joanniny daje Polsce mniejsze możliwości, niż przedstawia to rząd. Również szef Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Poettering dementował już, że Joannina pozwala blokować decyzję przez dwa lata, o czym mówił wcześniej polski premier. Zaprzeczył też, by zapadały w tej sprawie jakieś dodatkowe, ustne ustalenia.
Szefowej polskiej dyplomacji Anny Fotygi, która prowadziła negocjacje na szczycie, nie było podczas debaty w Sejmie, bo jest na urlopie. Jeszcze wczoraj nie było wiadomo, kto w imieniu ministerstwa będzie wyjaśniał wątpliwości parlamentarzystów co do ustaleń szczytu.
Wcześniej podczas debaty na forum sejmowej komisji spraw zagranicznych, stanowisko rządu po negocjacjach przedstawiała sama minister. Pytania stawiał m.in. szef komisji Paweł Zalewski. Wczoraj - decyzją Jarosława Kaczyńskiego - poseł PiS został zawieszony w prawach członka partii. Za "wypowiedzi kwestionujące politykę zagraniczną państwa" wiceszefa MSZ czeka sąd partyjny.
Rząd reprezentował więc dziś Paweł Kowal, którego na szczycie w Brukseli nie było.
Informacja przedstawiana jest na wniosek PO, która - odmiennie niż rząd - uważa, że szczyt nie zakończył się sukcesem i zarzuca negocjatorom nie dotrzymanie deklaracji formułowanych przed szczytem.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Mówią (kolejno): Bronisław Komorowski (PO), Karol Karski (PiS), Wojciech Wierzejski (LPR), Jolanta Szymanek-Deresz (SLD) i Waldemar Pawlak (PSL)