Publiczny monolog papieża, w którym poinformował o swojej abdykacji, był dla mnie szokiem - przyznał w "Kropce nad i" w TVN24 Jerzy Stuhr. Pytany o to, jakiego oczekuje następcy na tronie papieskim, stwierdził: - Musi to być ktoś, kto się będzie umiał zmóc z tymi problemami, które - według mnie - Benedykt odkrył. A teraz ktoś musi ten urząd czyścić.
Zdaniem aktora, Benedykt XVI odkrył różne problemy, z jakimi zmaga się Kościół w XXI w. i które dotąd nie zostały rozwiązane.
- Troszkę wziął za to odpowiedzialność, na ile mu siły i samotność jego w tym pozwalały - dodał Stuhr. - Tak pędzi zmiana etyki, że Kościół ze swoją doktryną nie może nadążyć - zauważył.
Stuhr przypomniał, że Benedykt XVI przyznał się do modlitwy podczas konklawe, by to nie on został papieżem.
- On się zmierzył z tym zadaniem. To było osiem lat i dopiero po tym doświadczeniu powiedział "nie, ja jestem za mały, ja nie dostaję do tych problemów, nie jestem taki, jaki papież powinien być". To był akt odwagi - skomentował decyzję o abdykacji papieża aktor.
"Nie miał daru wykładu"
Stuhr zgodził się z opinią, że odchodzący papież nie był "showmanem", nie miał daru porwania tłumu jak Jan Paweł II.
- Ja tak patrzyłem na niego i myślałem: "Boże, ilu ja takich profesorów miałem, co nie umieli wykładać. Byli wspaniałymi naukowcami, czytało się ich podręczniki..." - mówił aktor. - Benedykt XVI nie miał daru wykładu - dodał.
W jego opinii, obecna zmiana papieża "to dla Kościoła musi być ogromny czas przełomu". Dodał, że "Kościół, który zawsze swoją siłę czerpał z tego, że przeczekiwał, nie reagował od razu, że to było z opóźnieniem", teraz musi podjąć nagłą i nieoczekiwaną decyzję o wyborze nowego przywódcy.
- Niebezpieczeństwo dla Kościoła tkwi w tym, że powstał precedens. To może w przyszłości spowodować, że kolegia kardynalskie mogą kiedyś uznać, że papież nie daje już rady sprawować tej funkcji - zauważył.
Papież Benedykt XVI ogłosił w poniedziałek, że abdykuje 28 lutego, o godz. 20. Jego pontyfikat trwa od kwietnia 2005 r.
"Powtórzyła się scena z filmu"
Stuhr przyznał, że kiedy w poniedziałek wsłuchiwał się w komunikaty docierające z Watykanu, myślał o tym, że "spełniło się to, nad czym pracowaliśmy z Nannim Morettim w filmie "Habemus Papam" ("Mamy papieża"). Dodał, że nawet powtórzyła się scena z tego filmu, stwierdzenie, że papież "nie staje na wysokości zadania". Przypomniał, że włoski film, w którym wystąpił, opowiada o papieżu, który nie chce pełnić tej funkcji i ucieka od swoich obowiązków. Dodał, że tuż po premierze filmu zapadła cisza, ale pierwsza recenzja - z Watykanu - była pozytywna. Jak się okazało, film Morettiego doceniono w gronie Kościoła.
Autor: mon//gak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24