Przez kilka godzin grał z komisją hazardową: odmawiał odpowiedzi na pytania albo zasłaniał się niepamięcią. I dzięki temu dopiął swego. Sejmowi śledczy, którzy początkowo odrzucili wniosek biznesmena Ryszarda Sobiesiaka o przesłuchanie za zamkniętymi drzwiami, ugięli się i zgodzili się przesłuchiwać go bez udziału osób postronnych.
Najpierw Sobiesiak - po wygłoszeniu pełnego oskarżeń oświadczenia - zawnioskował, by został przesłuchany w trybie niejawnym. Sugerował, że sejmowi śledczy mogliby go poniżać i robić medialne show, a on nie chce dać im satysfakcji.
Ale szef komisji hazardowej Mirosław Sekuła z PO nie zgodził się na to, argumentując, że wcześniej opinia publiczna mogła usłyszeć, co ma do powiedzenia.
Wtedy biznesmen postawił sejmowych śledczych pod ścianą - konsekwentnie odmawiał odpowiedzi na kolejne pytania zadawane przez posła PO Jarosława Urbaniaka m.in. o znajomość z byłym szefem MSWiA Grzegorzem Schetyną.
Bezradni posłowie, którzy mieli wiele pytań do biznesmena, zawnioskowali o przerwę. Ale potem wcale nie było lepiej. Sobiesiak powtarzał jak mantrę: proszę o uchylenie pytania i odmawiam odpowiedzi.
Szef komisji pytał o podstawę odmowy odpowiedzi na pytania, a potem uchylał wniosek w tej sprawie. Ale i to nie pomogło. Sobiesiak stwierdził, że wszystko zawarł w swoim oświadczeniu i nie ma nic więcej do dodania.
W końcu Urbaniak zrezygnował z zadawania pytań.
"Najpierw o golfie, a potem nic..."
Sytuację próbował załagodzić poseł PSL Franciszek Stefaniuk. Na początku żartując podziękował biznesmenowi za zaproszenie na golfa (Sobiesiak zrobił to w trakcie swobodniej wypowiedzi) i dopytał, czy może zabrać ze sobą prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który zeznając przed komisją hazardową, przyznał, że nie umie grać w golfa, choć bardzo by chciał.
- Oczywiście - odpowiedział wyraźnie rozbawiony Sobiesiak. - No, przynajmniej zaczęliśmy rozmawiać - cieszył się Stefaniuk. Ale jego radość nie trwała długo. Sobiesiak nie odpowiedział na jego pytanie, co miał na myśli mówiąc o złych i dobrych urzędnikach. - Nic więcej nie wymyślę, nie mam nic więcej do powiedzenia - stwierdził.
Poseł PSL zapytał go wprost: - Czy pan będzie tak odpowiadał.
Tak, będę odpowiadał cały dzień - przyznał Sobiesiak. - W takim razie rezygnuję z dalszych pytań, one nie mają sensu - oznajmił Stefaniuk.
Sobiesiak odpowiedział tylko na jedno pytanie, które zadała mu posłanka PiS Beata Kempa. - W oświadczeniu mówił pan o analizach, które wskazywały na to, że dopłaty nie będą korzystne dla budżetu państwa. Czy pan dysponuje takimi analizami - dociekała.
- Tak - potwierdził Sobiesiak, ale o szczegółach, takich jak na czyje polecenie zostały one wykonane, i czy przekazał je byłemu szefowi klubu PO Zbigniewowi Chlebowskiemu, nie chciał już mówić, stosując ten sam schemat odpowiedzi. Stwierdził, że jest w stanie przekazać te analizy komisji hazardowej.
"Co rozp..., kto jest ch..."?
Wyraźnie poirytowany zachowaniem biznesmena poseł Lewicy Bartosz Arłukowicz zapytał komisyjnych ekspertów, co grozi świadkowi za notoryczne uchylanie się od odpowiedzi. - Sąd może zasądzić karę porządkową, czyli grzywnę w maksymalnej wysokości 10 tys. zł lub 30 dni aresztu - odpowiedział obecny na sali jeden z prawników.
Wtedy po kolejnej przerwie zmienił taktykę i jak mantrę powtarzał: nie pamiętam i nie wiem.
Arłukowicz pytał, nawiązując do stenogramów CBA z podsłuchów rozmów polityków PO z Sobiesiakiem. - "Skur... bierze łapówy". Jaki skur... i za co łapówy?
- Nie wiem, o czym pan mówi - stwierdził biznesmen.
- Proszę, żeby szerzej pan stosował kropki - zareagował szef komisji.
- Panie przewodniczący, pan pozwoli, że będę sam decydował o ilości kropek, które stawiam w zdaniach - ripostował Arłukowicz.
I pytał dalej: - Stwierdza pan, że ten ch... nie chce dobrze dla państwa. Kto jest ch...?
- Nie przypominam sobie takiej rozmowy - odpowiedział.
- Albo oni ze mną w ch... grają, albo się z mną umówli - cytował dalej poseł Lewicy.
- Nie wiem, o czym pan mówi - odpowiedział Sobiesiak.
- O podsłuchach CBA założonych na pański telefon - tłumaczył poseł Lewicy. I nie ustępował: - Kto z panem gra w ch... i z kim się pan umawiał na cokolwiek?
- Nie pamiętam - odpowiadał Sobiesiak.
- Pyta pan, czy nie należałoby Grześka zarazić tą sprawą, bo oni to rozp... Jakiego Grześka i co oni rozp.... - pytał Arłukowicz.
- Nie wiem, o czym pan mówi - stwierdził Sobiesiak.
- 10 marca Chlebowski mówi panu: Rysiu ja już nie mam sam siły walczyć. Jakby Miro i Grzesio trochę pomogli... - cytował Arułkowicz.
- Nie pamiętam tych stenogramów - powtórzył biznesmen.
"Chcę pomóc"
Na pytanie, czy zamierza pomóc w wyjaśnieniu sprawy, zapewnił, że tak. Ale chce zeznawać na posiedzeniu niejawnym, przed prokuratorem, lub w sądzie.
- Stwierdził pan w słowie wstępnym, że jest pan uczciwy, to czego się pan wstydzi, czemu nie chce pan powiedzieć w świetle kamer, że było wszystko dobrze - dopytywał dalej Arłukowicz.
- W prasie niemal codziennie pojawiają się kłamliwe, szkalujące artykuły. I to jest powód. Obawia się. Ma prawo - włączył się pełnomocnik biznesmena.
"Byłem w domu Drzewieckiego"
Potem biznesmen był bardziej rozmowny. Odpowiadając na pytania posłanki PiS Beaty Kempy, Sobiesiak przyznał, że był gościem w domu byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, dwa razy spotkał się też z nim w hotelu, był też dwa razy w jego resorcie. Ale nie rozmawiał z nim o nowelizacji ustawy hazardowej, podobnie jak z byłym wicepremierem Grzegorzem Schetyną.
Pytany, czy poruszał ten temat w rozmowie z były szefem klubu PO Zbigniewem Chlebowskim stwierdził: - Nie pamiętam.
Zapewnił, że nie miał żadnych interesów z Chlebowskim, Drzewieckim i Schetyną.
Z tym ostatnim, od kiedy został w 2007 r. wicepremierem, widział się tylko raz – na wrocławskim lotnisku (podsłuch ich rozmowy jest w stenogramach CBA), bo się spóźnił do jego biura poselskiego. Ale jak stwierdził, nie pamięta, o czym rozmawiali. - Chyba o Śląsku Wrocław - dodał.
Pytany, czy "Sławek" ze stenogramów podsłuchiwanych przez CBA rozmów to Sławomir Sykucki, były prezes Totalizatora Sportowego, odpowiedział: - Możliwe.
Potem dopytywany przez Arłukowicza, powiedział, że chyba wie, jak ma na imię Rosół (według CBA miał być źródłem przecieku z akcji CBA ws. afery hazardowej - red.). -
A kiedy przeszliście na ty? – dociekał poseł Lewicy. - Nie wiem - odparł Sobiesiak.
Stwierdził też, że czuł, że jest podsłuchiwany od dziesiątków lat, ale - jak zapewnił - nikt go nie instruował, że robi to CBA. Odpowiedział w ten sposób na pytanie Arłukowicza o podsłuchy.
Tajne, jawne - spór posłów
Potem znów biznesmen zaczął się zasłaniać niepamięcią. Kiedy przyszła kolej na posła Stefaniuka, ten oświadczył w reakcji na zachowanie biznesmena, że nie będzie już więcej zadawał pytań. - To nie ma sensu - podkreślił.
Gdy poseł PO Sławomir Neumann zapytał, czy biznesmen odpowiadałby na pytania posłów na posiedzeniu zamkniętym, ten odparł, że tak. Wtedy szef komisji złożył wniosek o dalsze przesłuchiwanie Sobiesiaka na posiedzeniu zamkniętym (wcześniej bezskutecznie domagał się tego sam świadek).
Przeciwko temu zaprotestował Arłukowicz. Argumentował, że biznesmen choć odpowiada "nie wiem", to są to jednak wypowiedzi. Poza tym - jak podkreślił - Sobiesiak może się uchylać się od odpowiedzi także na posiedzeniu zamkniętym - powołując się na przepis, iż można to zrobić, jeśli odpowiedź może narazić na odpowiedzialność karną.
Posłowie w głosowaniu zdecydowali się utajnić posiedzenie. Za byli śledczy z PO i PSL, a przeciwko - SLD i PiS.
mac//mat,iga
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP