Europejski Bank Centralny podjął dzisiaj decyzję o nie dodrukowywaniu dodatkowych pieniędzy, które mogłyby służyć do skupowania obligacji zadłużonych krajów ze strefy euro. W "Kropce nad i" była prezes Narodowego Banku Polskiego, Hanna Gronkiewicz-Waltz, przyznała, że zgadza się z decyzją EBC, bo nie jest przekonana do tej "metody ratowania eurolandu".
- Czasami wydaje mi się, że to jest dobre rozwiązanie. Widać, że amerykańskie skutki tego rozwiązania są pozytywne - powiedziała polityk. Jednak jej zdaniem ta metoda ratowania strefy euro pociąga za sobą ryzyko nie przestrzegania dyscypliny finansowej przez niektóre państwa.
Skutki rozpadu nie do przewidzenia
Hanna Gronkiewicz-Waltz podkreśliła, że jest zwolenniczką zacieśniania współpracy pomiędzy krajami europejskimi. Prezydent Warszawy nie widzi też nic złego w słowach wypowiedzianych w Berlinie przez ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który wezwał Niemcy do wzięcia większej odpowiedzialności za strefę euro. Jej zdaniem recesja w gospodarce niemieckiej spowodowane ewentualnym rozpadem eurostrefy może mieć dla Polski fatalne skutki. - Po pierwsze siada nasz eksport do Niemiec, dlatego, że zaczęłaby się umacniać ich nowa marka. Z czasem stali by się gospodarką niekonkurencyjną i popadli w recesję - mówiła prezydent. Polityk zgodziła się też z opinią, że załamanie eurolandu może grozić rządami autorytarnymi w krajach, które ze strefy euro by wypadły.
"To są naczynia połączone"
Gronkiewicz-Waltz nie zgodziła się też z tezą stawianą przez PiS, że problemy krajów eurolandu nie dotyczą Polski, która posiada własną walutę. - Dzisiaj jest pełna globalizacja gospodarki. Nawet Jarosław Kaczyński by nie chciał, żeby Polacy nie mogli pracować za granicą czy żeby nie można było inwestować w innych krajach.(...) Kaczyński nie chciałby, żeby w Polsce było wyższe bezrobocie, a to by nam groziło, gdyby strefa euro się rozpadła - powiedziała była prezes NBP.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24