Od lat dzieci polskiego pochodzenia z litewskich domów dziecka przyjeżdżały na święta do Polski. W tym roku tak się jednak nie stanie. Powodem jest niezapowiedziana zmiana przepisów przez litewskie władze.
Gdy Stowarzyszenie "Otwarty Dom", które od 16 lat organizuje przyjazdy dzieci z litewskich domów dziecka do Polski chciało uzgodnić szczegóły wielkanocnej wizyty, dowiedziało się, że do niej nie dojdzie.
Litwa wprowadziła zmiany, o których polskiej strony nie uprzedziła.
"Będą drastyczne przepisy, rodziny się wykruszą"
Teraz nie wystarczy, by polska rodzina przeszła badania psychologiczne i w obecności notariusza zapewniła, że zapewni dziecku opiekę, jak to miało miejsce wcześniej. Litewskie władze obecnie wymagają by przedstawić przetłumaczone na litewski zaświadczenia m.in. o niekaralności, stanie majątkowym i zdrowiu psychicznym. Rodziny mają też pokryć koszty wizyty litewskiego kuratora, który sprawdzi, w jakich warunkach zamieszkają dzieci.
- Jeśli będą takie przepisy drastyczne, nieżyciowe, to rodziny się wykruszą - komentuje Irena Stankiewicz, prezes Stowarzyszenia "Otwarty Dom".
Za wygraną nie dają państwo Niksowie. Nie mogli zabrać dwóch Andrzejów do siebie, przyjechali więc do nich z prezentami. - Oni robią wszystko, żeby dzieci nie przyjeżdżały, ale nie poddajemy się - mówi Wiesław Niksa.
Najczęściej dzieci traktują zapraszających jak dalszą rodzinę, ale bywa że relacje zacieśniają się, a obie strony myślą o wspólnej przyszłości.
- Pół roku przed świętami czekają, pół roku po świętach opowiadają, że spełniły się ich marzenia. Czemu odbierać im te marzenia? - zastanawia się Stankiewicz.
Oni robią wszystko, żeby dzieci nie przyjeżdżały, ale nie poddajemy się. Wiesław Niksa
"Musimy sprawdzić, czy nie jest pedofilem"
Przewodnicząca Stowarzyszenia "Otwarty Dom" podejrzewa, że zaostrzenie przepisów to konsekwencja złych stosunków polsko-litewskich. Litwini odpowiadają, ze przepisy dotyczą wszystkich, także samych Litwinów.
- Musimy sprawdzić co to za osoba, czy nie jest pedofilem, czy nie siedział w więzieniu, może jest psychicznie chory. To jest bardzo naturalna rzecz. To wcześniej na Litwie nie było zadbane. A że urzędnicy nie powiadomili wcześniej - możliwe, że to jest jakiś błąd - ocenia Eldoradas Butrimas, korespondent "Lietuvos Rytas" w Polsce.
Polska ambasada w Wilnie nie zamierza podejmować żadnych kroków. Wystarczyć ma wizyta samorządowców na Litwie. - Sądzę, że to będzie dobra i właściwa okazja, żeby porozmawiać o ewentualnych możliwościach wprowadzenia pewnych udogodnień - przekonuje Ewa Figel, zastępca ambasadora RP w Wilnie.
Źródło: Fakty TVN