- Spędziłem 9 miesięcy w areszcie. To zasługa policji i prokuratury. Moje śledztwo uderzało w oficerów z Komendy Głównej Policji, m.in. w ówczesnego szefa CBŚ - powiedział w „Magazynie 24 godziny” prywatny detektyw Marcin Popowski, zajmujący się sprawą porwania Krzysztofa Olewnika.
- W 2004 r. zwrócił się do mnie Jerzy Dziewulski z prośba o zapoznanie się ze sprawą Olewnika. Spotkałem się z Włodzimierzem Olewnikiem, z którym przeanalizowałem dostępne materiały wątki sprawy. Dziś okazują się one bardzo trafne – relacjonował detektyw.
Zapewnia, że nie pracował dla Olewnika i nie brał od niego pieniędzy . - Zebrałem tez informacje z innych źródeł. W październiku uznałem, ze sprawa mnie przerasta i podzieliłem się z moimi informacjami z kolegą z policji – dodał.
Nie wiedział, że ten kolega, Mirosław G (to on wg. Ryszarda Kalisza miał być „kretem”), był członkiem specgrupy zajmującej się sprawą porwania. - To uczciwy człowiek i dobry policjant, jedyny, który chciał rozwiązać tą sprawę – podkreślił Popowski.
- Mirosław zrobił notatkę służbową, że może warto by było zająć się moimi informacjami. To był pocałunek śmierci. W tym momencie szef grupy zażąda jemu i mnie podsłuch – twierdzi detektyw.
Następnie Popowski trafił na 9 miesięcy do więzienia. Jak twierdzi, tylko dlatego, że jego informacje uderzały w członków specgrupy i urzedników w KGP. Wymienił nazwiska: Janusz Czerwiński z CBŚ, Grażyna Biskupska z KGP. Według niego akt oskarżenia był pełen błędów, do dziś nie był przesłuchany, nie miał wglądu do akt.
- Różne informacje zostały zatrzymane podczas przeszukania mojego mieszkania przez policję, lecz nikt mnie nie przesłuchał. Wiem, że stosowano przeciwko mnie różne kruczki, na przykład związane z bronią, na którą miałem pozwolenie – punktuje. – Ale nie czuję się ofiarą spisku. Czuję że nikt mnie nie wysłuchał. Będę dochodził swoich praw – zapewnia.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24