Przybywa podejrzanych w tak zwanej aferze melioracyjnej w Zachodniopomorskiem. Jest ich już 61 - pod koniec grudnia było 56. Śledczy zamierzają postawić zarzuty w tej sprawie między innymi sekretarzowi generalnemu PO Stanisławowi Gawłowskiemu. On sam twierdzi, że jest niewinny, a prokuratura działa na polityczne zamówienie. Dzień po oświadczeniu posła "Fakt" publikuje szczegółowe okoliczności, w jakich miało dochodzić do skorumpowania parlamentarzysty. Gawłowski do sprawy publicznie się nie odnosi, a prokuratura nie udziela żadnych informacji.
Mimo trwającego od czterech lat śledztwa, jak dowiedział się portal tvn24.pl w Prokuraturze Krajowej, żadnej z 61 osób podejrzanych w tej sprawie osób nie postawiono w stan oskarżenia. Chodzi między innymi o dyrektorów w Zachodniopomorskim Zarządzie Melioracji i Urządzeń Wodnych, pracowników terenowych i przedsiębiorców, których firmy wykonywały zlecenia na rzecz spółki.
"Kanapki" na motorówce
Według ustaleń śledczych w sierpniu 2011 roku ówczesny poseł i wiceminister środowiska przyjął w swoim domu 170 tysięcy złotych w gotówce od jednego z przedsiębiorców. W zamian miał obiecywać pomoc w zdobywaniu wielomilionowych kontraktów od Zachodniopomorskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Szczecinie. Inny zarzut wobec Gawłowskiego to nakłanianie przedsiębiorcy do wręczenia przynajmniej 200 tys. zł łapówki dyrektorowi Zachodniopomorskiego Zarządu Melioracji.
5 stycznia w "Fakcie” ukazują się zeznania byłego dyrektora Zachodniopomorskiego Urzędu Melioracji Tomasza P., który miał działać ręka w rękę z miejscowym biznesmenem Krzysztofem B. Według tabloidu Tomasz P. powiedział śledczym, że Krzysztof B. mówił mu o "przekazywaniu kanapek wyborczych” podczas kampanii wyborczej w 2011 r. Określenie to miało oznaczać grube pliki banknotów. Do wręczania łapówek w gotówce - 170-190 tys. złotych - miało dochodzić w koszalińskim domu Stanisława Gawłowskiego. Biznesmen miał "kupować" w ten sposób przychylność ministra w rozstrzyganiu przetargów, w których brał udział. Rozmowy na ten temat miał prowadzić w cztery oczy z posłem PO, "pływając na motorówce albo skuterach” – tak "Fakt” opisuje zeznania biznesmena.
Nie tylko pieniądze
Stanisław Gawłowski jest też podejrzany o przyjęcie w formie łapówki dwóch szwajcarskich zegarków o wartości 26 tys. zł. To miał być "dowód wdzięczności” za protekcję wobec Mieczysława O. przy powołaniu go w 2011 r. na stanowisko dyrektora Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Gawłowski miał też obiecać poparcie dla Mieczysława O. w wyborach na stanowisko wiceprezydenta Światowej Organizacji Meteorologicznej w Genewie. Mieczysław O. objął je w maju 2011 roku.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia agenci CBA przeszukują warszawskie mieszkanie i koszaliński dom posła Gawłowskiego. Prokuratura występuje do Sejmu z wnioskiem o pozbawienie posła immunitetu. - Sezon polowania na Platformę się rozpoczął. Sezon z udziałem służb specjalnych i prokuratury, sezon, który będzie trwał; to demontaż państwa demokratycznego - mówi wtedy Gawłowski.
Obrona przez atak
Z początkiem nowego roku poseł Gawłowski zaatakował. Na briefingu w Sejmie, 4 stycznia pojawił się z wicemarszałek Sejmu Małgorzatą Kidawą-Błońską i przewodniczącym klubu PO Sławomirem Neumannem. Dziennikarzom oświadczył: - Użyto wobec mnie służb w celach politycznych. To miał być prezent dla jednego człowieka, drugiej osoby w PiS, jest nim Joachim Brudziński. On nigdy nie wygrał na Pomorzu Zachodnim, stąd ta brutalna akcja, która sprowadza się wyłącznie do bardzo ostrego ataku – dodał.
Politycy PO domagali się wówczas natychmiastowych wyjaśnień od marszałka Sejmu. Poseł Neumann sugerował, że data przeszukania domu Gawłowskiego przez CBA nie była przypadkowa - w tym samym dniu w Szczecinie PO miała ogłosić kandydata partii na prezydenta miasta.
Szef klubu PO zwrócił się też z pytaniem do Joachima Brudzińskiego, ile razy rozmawiał z ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobrą o sprawie Gawłowskiego i czy dopytywał o nią w prokuraturze lub służbach specjalnych.
- To są paskudne zarzuty, które odbijają się echem w stosunku do wszystkich polityków. W ten sposób dewastujemy państwo – ripostował kilka minut później Joachim Brudziński. Zapewniał, że nigdy o tej sprawie nie rozmawiał z szefem ministerstwa sprawiedliwości, ani też nie interweniował w prokuraturze czy służbach. - Mówię to z pełną odpowiedzialnością - podkreślił.
Gdy "Fakt” 5 stycznia br. ujawnił zeznania dotyczące "kanapek”, poseł Gawłowski zamilkł. Mimo wielu prób nie udało nam się z nim skontaktować. Dzwoniliśmy, wysyłaliśmy SMS-y i maile z pytaniami. Poseł na Twitterze zamieścił jedynie cytat z niemieckiego pastora i antynazisty Martina Niemöllera: "Kiedy przyszli po Żydów, milczałem, nie byłem Żydem. Kiedy przyszli po komunistów, milczałem, nie byłem komunistą. Kiedy zamknęli socjaldemokratów, milczałem, nie byłem socjaldemokratą. Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem, nie byłem związkowcem. Kiedy przyszli po mnie, nie było już nikogo, kto mógłby zaprotestować”.
— Stanisław Gawłowski (@StGawlowski) 5 stycznia 2018
Z udzielaniem kolejnych informacji wstrzymuje się także Prokuratura Krajowa. Zwróciliśmy się do niej o potwierdzenie lub zdementowanie medialnych doniesień. W przesłanym nam oświadczeniu prokuratura stwierdza: „Z uwagi na potrzebę zabezpieczenia prawidłowego toku postępowania przed wykonaniem czynności procesowych z udziałem posła Stanisława Gawłowskiego obecnie nie jest możliwe udzielenie więcej informacji na temat tego postępowania”.
Prokuratura odesłała nas do komunikatu z 21 grudnia 2017 roku, w którym można przeczytać, że przeszukanie domu posła miało "związek z podejrzeniem przyjęcia przez posła łapówek o wartości co najmniej 200 tysięcy złotych w czasie, kiedy pełnił funkcję wiceministra środowiska w rządach PO-PSL”.
Podejrzani w aferze melioracyjnej
Sprawa posła Stanisława Gawłowskiego jest związana z toczącym się od ponad czterech lat śledztwem, które - jak informuje Prokuratura Krajowa - dotyczy "funkcjonowania zorganizowanej grupy przestępczej, utworzonej w celu popełniania przestępstw związanych z zakłócaniem i utrudnianiem przetargów publicznych organizowanych przez Zachodniopomorski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Szczecinie”. Postępowanie w tzw. aferze melioracyjnej, wszczęte w 2013 roku, dotyczy nieprawidłowości przy realizacji o co najmniej 105 inwestycji o wartości kilkuset milionów złotych.
Autor: pj
Źródło zdjęcia głównego: tvn24