Beata Sawicka nie trafi do aresztu. - Poniedziałkowe zatrzymanie byłej posłanki przez CBA było bezzasadne i naruszało przepisy Kodeksu Postępowania Karnego - powiedział prezes Sądu Rejonowego w Poznaniu, Waldemar Inerowicz. Prokuratorzy zapowiedzieli złożenie zażalenia.
Sąd Rejonowy w Poznaniu nakazał w środę wieczorem natychmiastowe zwolnienie Beaty Sawickiej i uznał zażalenie obrony na jej zatrzymanie w poniedziałek przez funkcjonariuszy CBA.
Sąd zastosował inne środki wobec byłej posłanki: dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. - Jest to zwycięstwo normalności i tego, że areszt tymczasowy może być stosowany tylko i wyłącznie wtedy, kiedy inne środki nie mogą być stosowane - powiedział dziennikarzom obrońca Sawickiej, Aleksander Pociej.
- Sąd nie podzielił poglądu prokuratora, że istnieje obawa matactwa, czym uzasadniano wniosek o areszt. Taka obawa musi być realna, a nie potencjalna - argumentował sędzia Inerowicz.
prezes Sądu Rejonowego w Poznaniu dodał, że od czasu zatrzymania Sawickiej przez CBA na gorącym uczynku nie zaszły żadne nowe okoliczności. W związku z tym niedopuszczalne było jej ponowne zatrzymanie na podstawie tych samych czynów i dowodów.
Prokurator Andrzej Laskowski z Prokuratury Krajowej zapowiedział złożenie zażalenia na postanowienie sądu. Była posłanka po ogłoszeniu decyzji wyszła z sali tylnym wyjściem, unikając pytań dziennikarzy.
Grozi jej 10 lat więzienia Według poznańskich prokuratorów Beata Sawicka powinna trafić do aresztu, bo pozostawiona na wolności może mataczyć, ponadto grozi jej wysoka kara - do 10 lat więzienia. Śledczy uważali ponadto, że kobieta powinna zostać potraktowana tak samo jak aresztowany przed miesiącem burmistrz Helu. Obrońcy byłej posłanki nie zgadzali się z tym uważając, że jej zatrzymanie w Poznaniu było nielegalne. Według adwokatów nie ma obawy matactwa, bo materiał dowodowy opiera się na zeznaniach dwóch oficerów CBA, których dane zostały utajnione.
Poniedziałkowe zatrzymanie Funkcjonariusze Biura zatrzymali byłą posłankę na wniosek prokuratury, mimo że Sawicka zapowiadała, iż sama zgłosi się do prokuratury. Byłej posłance postawiono zarzut pomocnictwa w korupcji, płatnej protekcji oraz powoływanie się na wpływy w organach władzy. Posłanka była przesłuchiwana w prokuraturze we wtorek, przez ponad osiem godzin. Złożyła obszerne wyjaśnienia, ale nie przyznała się jednak do winy.
Według prokuratury, Beata Sawicka miała namawiać osoby trzecie do wręczenia łapówki, a burmistrza Helu Mirosława W. do jej przyjęcia. Łapówka miała dotyczyć pośrednictwa w "ustawieniu" przetargu na nieruchomość o wartości 3 mln złotych na Półwyspie Helskim. Była posłanka miała też zażądać 100 tys. złotych łapówki i przyjąć ją w dwóch ratach po 50 tys.
CBA ujawnia nagrania W ostatnim tygodniu kampanii wyborczej CBA ujawniło nagranie operacyjne, na którym widać, jak Sawicka bierze pieniądze od agenta CBA, mające być łapówką za ustawienie przetargu na sprzedaż działki na Helu. Z nagrań podsłuchanych rozmów ma też wynikać, że liczyła ona na robienie interesów w związku ze spodziewaną prywatyzacją w służbie zdrowia.
Była posłanka PO odpowiedziała konferencją prasową, podczas której płacząc błagała szefa CBA, "aby nie linczował jej publicznie". Zasugerowała też, że podający się za biznesmena funkcjonariusz CBA nawiązał z nią romans. Tej ostatniej informacji Biuro i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro zaprzeczyli.
Źródło: PAP, IAR, Gazeta Wyborcza