Rybacy blokowali dziś drogę krajową nr 1 przy wjeździe do Gdańska. Protestują przeciw idącym w setki tysięcy złotych karom za przekroczenie limitu połowu dorsza podczas zakazu w 2007 roku. Resort rolnictwa w wydanym dziś oświadczeniu podkreśla, że "fakt przełowienia" został stwierdzony pokontrolnie przez unijnych inspektorów, a kontrole KE były prowadzone m.in. po kontrowersyjnych wypowiedziach reprezentantów organizacji rybaków.
To już drugi protest rybaków na drogach - poprzednim tygodniu armatorzy zablokowali krajową drogę A6.
Nie chcą płacić
57 armatorów ma zapłacić kary w wysokości od 100 do 350 tys. za przekroczenie limitu połowu dorsza podczas zakazu w 2007 roku. - To nieprawda, że złowiliśmy więcej ryb niż nam pozwolono - twierdzi Jerzy Wysoczański, wiceprezes Związku Rybaków Polskich.
Podkreśla, że rybacy wciąż nie zgadzają się z karami i mają pretensje do rządu, że nie stanął - jak poprzednia koalicja w ich obronie (rząd PiS zaskarżył decyzję KE do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości - red.). - Obecny rząd postąpił inaczej, wycofał zaskarżenie nie powiadamiając rybaków, chcą nas za to karać - dodaje Wysoczański oburzony.
Reprezentant rybaków mówił także w TVN24, że skierowano pismo do premiera Donalda Tuska z prośbą o pilne spotkanie. Bez odzewu. - Pytam się, gdzie my żyjemy i w jaki sposób mamy domagać się swoich praw - grzmiał rybak. Podkreślił także, że cała sprawa wiąże się m.in. z likwidacją ponad 300 stanowisk pracy.
Źródło problemu
Zakaz połowów dorsza na Bałtyku Wschodnim (od portu w Darłowie na wschód) Komisja Europejska roku wydała 9 lipca 2007 rozporządzeniem nr 804. Powodem było stwierdzone przez KE trzykrotne przekroczenie przyznanego Polsce limit połowowego, który wyniósł wówczas 10,8 tys. ton.
"Do tej pory nikt się z nami nie skontaktował. Ja się pytam: gdzie my żyjemy?" Jerzy Wysoczański wiceprezes ZRP
Rozporządzenie KE 804/2007 zostało na przełomie września i października 2007 r. zaskarżone przez rząd PiS do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. W skardze kwestionowano zasadność wprowadzenia zakazu oraz metodologię unijnej kontroli polskich jednostek rybackich, która objęła zaledwie 1,71 proc. całości połowów - na 19 637 wyładunków dorsza, skontrolowano jedynie 337, przez co uzyskane wyniki strona polska uznała za niereprezentatywne.
Po wygranych przedterminowych wyborach rząd PO – PSL wycofał skargę z trybunału i zgodził się uznać przełowienie na poziomie 8 tys. ton dorsza.
Nałożonymi na rybaków karami w 2009 r. zajmował się Trybunał Konstytucyjny po skardze grupy posłów PiS. TK uznał wówczas przepis, na podstawie, którego nałożone kary, za nie zgodny z konstytucją. Sprawy wszystkich rybaków po wyroku TK anulowano.
Jednak później postępowania administracyjne wszczęto na nowo z innego przepisu.
Co na to Ministerstwo?
W dzisiejszym oświadczeniu Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi przychyla sie do rozporządzenia Komisji Europejskiej z 9 lipca 2007 roku o zakazie połowu dorsza w Morzu Bałtyckim. "Obecnie Wojewódzki Sąd Administracyjny i Naczelny Sąd Administracyjny potwierdzają zgodność z prawem działania administracji" - dodaje resort w oświadczeniu.
Ministerstwo tłumaczy, że kontrole KE spowodowane były m.in. wypowiedziami niektórych reprezentantów organizacji rybaków (np. wypowiedź prezesa Związku Rybaków Polskich Grzegorza Hałubka z 2006 roku: "Wszyscy oszukują (...). Pod pokładem maja przykładowo trzy tony ryby, ale do dziennika wpisują tylko jedną. Na brzegu czeka już odbiorca z dostawczym samochodem. Ładują cały towar, dostają fakturę normalnie na trzy tony, a szyper dostaje pieniądze do ręki - ok. 5,5 tys. za tonę" - wyznał wtedy prezes w mediach).
Resort podsumowuje: "Jak wynika z przeprowadzonych kontroli, a także cytowanych wypowiedzi prezesa Związku Rybaków Polskich, argumenty protestujących armatorów o braku wyczerpania kwoty połowowej dorsza w 2007 r. nie są prawdziwe."
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24