- Chwilami zastanawiałam się, czy minister Miller w ogóle znajdzie frajerów, którzy uwierzą w raport - powiedziała po prezentacji zespołu Millera Magdalena Merta. - Wierzymy tej komisji. Rozwiała wiele wątpliwości - stwierdziła natomiast Bogusława Boyen, siostra Leszka Deptuły.
- Minister Miller na spotkaniu powiedział, że nie spodziewa się, że całe społeczeństwo uwierzy w ustalenia tego raportu. Myślę, że słusznie rozumuje. Chwilami zastanawiałam się, czy w ogóle znajdzie frajerów, którzy w to uwierzą - oceniła Magdalena Merta, wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie. Zaznaczyła jednak, że są pewne ważkie ustalenia komisji, jak choćby to, że 36. pułk działał jak państwo i państwie, gdzie było mnóstwo nieprawidłowości. - Pytanie, czy zadziałało to na rzecz śmierci tych ludzi, bo przecież pułk latał stale i samoloty nie spadały - oceniła.
"Piloci byli za głupi by patrzeć na dobry wysokościomierz? Nie wierzę"
Dlaczego doszło do katastrofy? Jak rozumiem, dlatego że piloci byli za głupi na to, żeby patrzeć na właściwy wysokościomierz. Ja w to nie uwierzyłam. Magdalena Metra
Mówiła, że czuje się rozczarowana, bo liczyła na weryfikację sprzecznych ze sobą doniesień, usłyszała jednak, że komisja jest od własnych tez i ustaleń, a nie odnoszenia się do innych. - Liczyliśmy też na uzyskanie materiałów od Rosjan, bo wydaje mi się, że jedynym rzeczywistym materiałem są rejestratory parametrów lotu. Ta komisja miała związane ręce, ograniczony dostęp i była skazana na źródła dostarczone przez Rosjan. Ale niewykluczone, że pojawią się inne rzeczy, które zweryfikują to, co ustalono na dzień dzisiejszy - dodała.
Według niej, raport oparł się na zbyt ograniczonych przesłankach i tylko na tych badaniach, do których strona polska miała dostęp. Merta uważa też, że komisja nie procedowała tak jak inne zespoły na świecie w przypadku innych katastrof.
Dodała, że rodziny dostały obietnicę, iż po lekturze przez nie raportu członkowie komisji jeszcze się z nimi spotkają. - Dzisiejsze odpowiedzi nie satysfakcjonują mnie do końca. Członkowie komisji nie odnosili się do tez czy ustaleń robionych przez innych - zauważyła.
Pytana o to, czy wie, dlaczego samolot się rozbił, odpowiedziała: - Jak rozumiem, dlatego że piloci byli za głupi na to, żeby patrzeć na właściwy wysokościomierz.
Zaznaczyła, że osobna kwestią jest to, czy w to uwierzyła. - A nie uwierzyłam - podkreśliła.
"To próba rozmydlenia odpowiedzialności"
Z raportu i prezentacji nie jest do końca zadowolona wdowa po Przemysławie Gosiewskim, Beata Gosiewska. Jak powiedziała, dziwi ją "mała szczegółowość raportu". - To logiczna historia, ale gdy dopytywaliśmy o szczegóły, to odpowiedzi nie było - poskarżyła się. Dodała, że nadal dziwi ją, co spowodowało takie ogromne spustoszenie w samolocie. - Nie mówi się o wybuchu, chociaż takie informacje się wciąż pojawiają. Na moje pytanie, czy mogła to być bomba ciśnieniowa, nie uzyskałam odpowiedzi - powiedziała.
- Nie uzyskałam satysfakcjonującej odpowiedzi, dlaczego doszło do katastrofy i jaki był dokładnie jej przebieg - dodała. Jak zaznaczyła, ma wrażenie, że raport to próba rozmydlenia odpowiedzialności, bo podaje się w nim osób odpowiedzialnych, nie wskazano też bezpośredniej przyczyny śmierci ofiar katastrofy.
"Straciłam męża przez głupotę"
- Straciłam męża, bo zadziałała zwykła głupota, narastająca od wielu lat - tak żona Jerzego Szmajdzińskiego, Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska skomentowała przedstawione w piątek wnioski z raportu komisji Jerzego Millera.
- Spodziewałam się takich wniosków - o tym, że jest niewłaściwe przygotowanie załóg, że jest bałagan w pułku, że są błędy pilotów. To mówiono już dużo wcześniej. Spodziewałam się takiego obrotu sprawy - powiedziała Sekuła-Szmajdzińska. - Natomiast mnie bardzo interesuje, jakie wnioski wyciągniemy z tego raportu. Mam na myśli wdrożenie zasad, które zapewnią, że już takich zdarzeń jak katastrofa smoleńska nigdy nie będzie. No i oczywiście konsekwencje personalne - zaznaczyła.
Andrzej Melak: premier przed Trybunał Stanu
Straciłam męża, bo zadziałała zwykła głupota, narastająca od wielu lat. Małgorzata Sekuła-Szmajdzińska
Oddając to śledztwo Rosjanom, premier Tusk pozbawił nas najmniejszego wpływu na przebieg śledztwa. To powinno przesądzić o tym, że premier powinien stanąć przed Trybunałem Stanu za jawne pogwałcenie polskiej racji stanu. Andrzej Melak
- Trudno powiedzieć, czy coś z przedstawionych tez raportu mnie zaskoczyło. Ale jedna rzecz wryła mi się w pamięć. Minister (Jerzy) Miller, odpowiadając na pytanie dziennikarza, stwierdził stanowczo i bez żadnych wahań, że lot miał charakter wojskowy. To stwierdzenie obala podstawy decyzji, podjętej przez premiera Tuska, o oddaniu śledztwa w ręce Rosjan w myśl załącznika 13. do Konwencji Chicagowskiej. Gdybyśmy skorzystali z odpowiednich porozumień w tej sprawie, bylibyśmy pełnoprawnymi uczestnikami badania przyczyn katastrofy. A tak teraz jesteśmy wobec Rosjan w roli petenta, bez żadnego prawa głosu i weryfikacji tego, co oni ustalają. Oddając to śledztwo Rosjanom, premier Tusk pozbawił nas najmniejszego wpływu na przebieg śledztwa. To powinno przesądzić o tym, że premier powinien stanąć przed Trybunałem Stanu za jawne pogwałcenie polskiej racji stanu - powiedział Andrzej Melak, brat przewodniczącego Komitetu Katyńskiego Stefana Melaka.
- Trudno mi ocenić tezę komisji o niedoskonałym wyszkoleniu pilotów Tu-154 - nie chcę wchodzić w kompetencje wojska. Myślę jednak, że ten wątek był specjalnie uwypuklony po to, aby ukierunkować winę właśnie na pilotów. To zgodne z tym, co już w pierwszych godzinach po katastrofie twierdzili Rosjanie, informując, że piloci nie znali języka rosyjskiego, byli niedoświadczeni, nie znali procedur i nie słuchali kontrolerów - dodał.
- W tej sprawie jest jeszcze jedna bardzo istotna sprawa. To decyzja dowódcy wojsk lotniczych w Moskwie, generała o pseudonimie Logika, który po telefonie z kontroli lotów w Smoleńsku, zakazał zamknięcia tego lotniska. Tu jest chyba główna przyczyna tego, że ta katastrofa się wydarzyła. Niewyobrażalne jest, żeby ktoś decydował - poza kontrolerem lotów - o tym, czy lotnisko może być otwarte, czy zamknięte, wtedy gdy nie spełniało najmniejszych minimalnych wymogów bezpiecznego wylądowania, na co wskazywały kilkukrotne próby lądowania rosyjskiego samolotu Ił-76 - zauważył.
"Wierzymy komisji"
Po tym, co usłyszeliśmy, myślę, że rodziny są wdzięczne, komisja rozwiała wiele wątpliwości, np. plotki o naciskach na pilotów. Wierzę ustaleniom, chociaż raport pokazał słabość struktur państwa i nieprawidłowości. Bogusława Boyen
Innego zdania jest Bogusława Boyen, siostra zmarłego posła PSL Leszka Deptuły.
- Wierzymy tej komisji - powiedziała. - Po tym, co usłyszeliśmy, myślę, że rodziny są wdzięczne. Komisja rozwiała wiele wątpliwości, np. plotki o naciskach na pilotów. Wierzę ustaleniom, chociaż raport pokazał słabość struktur państwa i nieprawidłowości - uznała. Podkreśliła również, że jest zadowolona z panującej na spotkaniu z rodzinami atmosfery i nie zgłasza do niej żadnych zastrzeżeń.
Za wiarygodny raport uznaje również Sławomir Rybicki, brat Arkadiusza Rybickiego, który zginął w katastrofie.
- Wydaje się, że raport został przygotowany profesjonalnie, co ważne - stanowisko komisji jest jednolite. To powinno dać do myślenia wszystkim tym, którzy jako amatorzy - myślę tu o komisji Macierewicza - mają inną ocenę przyczyn tej katastrofy. Wszyscy powinni uznać treść raportu za wiarygodną, dlatego że przygotowali go najwybitniejsi polscy fachowcy od badania wypadków lotniczych - powiedział Rybicki.
Podkreślił, że raport nie orzeka o winie, a wyjaśnia przyczyny i okoliczności katastrofy. Ocenił jednocześnie, że wnioski personalne "wydają się konieczne do podjęcia". - Ale w takich przypadkach muszą je podjąć ludzie, którzy się poczują winni lub odpowiadają służbowo, proceduralne za działalność tych osób. Co do odpowiedzialności karnej musi się wypowiedzieć prokuratura, a później sąd - powiedział Rybicki.
"Nic nowego"
Ojciec zmarłego w katastrofie Sebastiana Karpiniuka, Marek Karpiniuk, prezentację raportu oglądał w domu. Uważa, że wszystko, co dziś usłyszał, było już powiedziane. - Nie było odkrywczych faktów - powiedział. Uważa, że wina katastrofy leży po każdej stronie - i rosyjskich kontrolerów, i Polaków. Podkreśla, że w raporcie brakuje mu jedynie relacji z rozmowy telefonicznej Jarosława i Lecha Kaczyńskich.
Zaskoczenia nie było również dla Izabeli Musielak, córki zmarłej w katastrofie Gabrieli Zych. Jak mówi, raport niewiele zmienił w stosunku do tego, czego oczekiwała. - Wiedziałam, że nie usłyszę personalnych oskarżeń, z czego jestem zadowolona, bo łatwo jest kogoś skrzywdzić, a ciężko jest odbudować. Wiedziałam, że wina nie leży tylko po stronie rosyjskiej czy naszej. To był splot nieszczęśliwych okoliczności, błędów zarówno proceduralnych jak i technicznych, które popełniły obie strony. Czy kiedykolwiek dowiemy się prawdy? Myślę, że tak - prędzej czy później - powiedziała.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24