Na piątkową prezentację raportu komisji Jerzego Millera w sprawie smoleńskiej katastrofy zaproszone zostały rodziny ofiar tragedii. Jak zapowiedział dziś szef MSWiA, raport zostanie przedstawiony w piątek o godz. 10. Podkreślił, że w dokumencie nie będzie nazwisk osób odpowiedzialnych za tragedię. W piątek transmisja z prezentacji i program specjalny w TVN24, a także na portalu tvn24.pl.
Raport w kancelarii premiera przedstawią członkowie komisji, będzie też prezentacja. Dokument opublikowany zostanie równocześnie w sieci.
Jak poinformowała rzeczniczka MSWiA Małgorzata Woźniak na prezentację raportu zostały zaproszone rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej. W środę otrzymały e-maila w tej sprawie. Przekazano im również, że po konferencji będą mogły zadawać pytania.
"Premier nie jest dziennikarzem"
Szef MSWiA Jerzy Miller powiedział dziennikarzom, że raport nie jest jeszcze w 100 procentach przetłumaczony. - Gdyby był przetłumaczony, to prawdopodobnie zaprosilibyśmy dziennikarzy na dzisiaj, nie na piątek. Natomiast nasze informacje wskazują, że do piątku ta praca powinna być zakończona - dodał.
Gdyby był przetłumaczony, to prawdopodobnie zaprosilibyśmy dziennikarzy na dzisiaj, nie na piątek. Natomiast nasze informacje wskazują, że do piątku ta praca powinna być zakończona Jerzy Miller
Polska komisja formalnie zakończyła pracę nad raportem 27 czerwca. Wtedy 300-stronicowy dokument został przekazany premierowi Donaldowi Tuskowi. Trafił też do tłumaczenia - na język angielski i rosyjski, by jego treść, zgodnie z oczekiwaniami rządu, miała większy wydźwięk. W ubiegłym tygodniu szef rządu powiedział, że uznaje, iż 29 lipca będzie ostateczną datą prezentacji raportu, nawet jeśli tłumaczenie nie będzie kompletne. Miller zapowiedział, że dokument zostanie upubliczniony w trakcie konferencji prasowej i zamieszczony w internecie.
Obie strony nieprzygotowane
Komisja, jak dotąd, nie chciała ujawniać żadnych szczegółów dokumentu. Jej przewodniczący mówił jednak wielokrotnie, że z prac ekspertów wynika, iż obie strony - polska i rosyjska - były nieprzygotowane do lotu Tu-154M 10 kwietnia 2010 r., a błędy popełnili zarówno polscy piloci, jak i rosyjscy kontrolerzy.
Informował również, że raport będzie dla polskiej strony surowy i bolesny, bo dotknie takich kwestii jak "ludzkie zaniechania i niefrasobliwość". Członkowie komisji zaznaczali z kolei, że choć większość błędów, które doprowadziły do katastrofy leżała prawdopodobnie po stronie Polski, to dopuścili się ich i Rosjanie. Chodzi m.in. o sposób sprowadzania samolotu przez kontrolerów w Smoleńsku, stan lotniska i presję przełożonych, pod którą - zdaniem polskich ekspertów - były osoby pracujące tego dnia na wieży kontrolnej.
Bez nazwisk
Równocześnie Miller zastrzegł, że w raporcie nie znajdą się żadne nazwiska osób, które miałyby być odpowiedzialne za katastrofę. Jak zaznaczył rolą podległej mu komisji nie było rozpatrywanie czyjejkolwiek winy, a "analiza faktów". W raporcie ma jednak znaleźć się m.in. odrębny rozdział zawierający zalecenia m.in. dla wojska, by do tego typu katastrof nie dochodziło w przyszłości.
O ile pamiętam premier nie jest dziennikarzem, a zapraszamy dziennikarzy. Jerzy Miller
Komisja została powołana 15 kwietnia 2010 r. przez MON. Miała badać okoliczności tragedii równolegle do rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), działającego na podstawie konwencji chicagowskiej. W jej skład weszło kilkunastu ekspertów wojskowych, na czele z szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmundem Klichem. 28 kwietnia 2010 r. zastąpił go szef MSWiA; Klich został polskim przedstawicielem akredytowanym przy MAK. Ostatecznie w skład komisji weszło 34 ekspertów - m.in. pilotów cywilnych i wojskowych, prawników, meteorologów. `
14 miesięcy pracy
Eksperci pracowali ponad 14 miesięcy. Planowano, że raport powstanie do końca 2010 r. Później Miller informował, że ze względu na konieczność przygotowania uwag do projektu końcowego raportu MAK (opublikowanego 12 stycznia 2011 r.), prace mogą przedłużyć się do stycznia, a nawet do lutego 2011 r. W lutym zdecydowano o kolejnym przedłużeniu terminu ze względu na konieczność naprawy tupolewa podobnego do rozbitego samolotu, na którym miał zostać przeprowadzony eksperyment odtwarzający ostatnie minuty tragicznego lotu.
W kwietniu zostały przeprowadzone trzy loty testowe na tym samolocie. Komisja nie ujawniła ich wyników. Eksperci wcześniej informowali jednak, że mają one m.in. wykazać, czy załoga miała dość czasu na przerwanie zniżania i bezpieczne poderwanie samolotu, by odejść na drugi krąg bądź odlecieć na lotnisko zapasowe, a jeśli tak, to odpowiedzieć na pytanie, dlaczego to się nie udało.
Kolejnym kwestią analizowaną przez komisję była rozmowa, do której miało dojść pomiędzy Błasikiem a Protasiukiem tuż przed wylotem Tu-154M. Obraz rozmawiających zarejestrowany został na nagraniu z systemu monitoringu lotniska Okęcie. Jak donosiły media, według świadków, pomiędzy generałem i kapitanem doszło do kłótni, bo Protasiuk nie chciał lecieć z powodu warunków meteorologicznych w Smoleńsku. W połowie marca prokuratura wojskowa poinformowała, że oględziny filmu nie ujawniły kadrów, z których można byłoby wysnuć wniosek o rzekomej kłótni. Żadna z przesłuchanych osób nie potwierdziła, aby była świadkiem tego zdarzenia.
Z ustaleń komisji - o których informowano - wynika też, że sam lot miał charakter przewozu międzynarodowego, ale samolot i załoga były wojskowe. Świadczyć o tym ma m.in. fakt, że w planie lotu zaznaczono literę M (oznaczenie samolotów wojskowych). MAK uznał, że status lotu był międzynarodowy.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24