Poranek 10 kwietnia 2010 roku, kilka, może kilkanaście minut po katastrofie - do Polski płyną pierwsze informacje o tragedii pod Smoleńskiem. Dowiaduje się o niej minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, od niego usłyszą o niej premier Donald Tusk i Jarosław Kaczyński. W reportażu Marka Osiecimskiego opowiadają, jak wyglądały te dramatyczne minuty.
Jako pierwszy z rządu informację o katastrofie prezydenckiego tupolewa otrzymał minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Początkowo nie było dokładnie wiadomo, co się wydarzyło. Dopiero po kilku minutach udało mu się połączyć z ambasadorem RP w Moskwie, Jerzym Bahrem.
- On stał dosłownie przy dymiących szczątkach, jeszcze we mgle i powiedział mi, że z tego wypadku nikt nie mógł wyjść żywy - opowiada TVN24.
Wtedy premier się poryczał
Tusk - jak sam zaznacza - przeczuwał, że ta sobota nie będzie normalna. - Dosłownie dwie, może trzy minuty później dostałem telefon, że samolot się rozbił - relacjonuje swój poranek.
Jak mówi, to był ten moment, kiedy dotarło do niego, co się tak naprawdę stało, jak wielka tragedia się wydarzyła. - To był ten jedyny moment tego dnia, kiedy straciłem panowanie nad sobą i najzwyczajniej w świecie się poryczałem - wyznaje premier.
Najgorsza rzecz w życiu
Gdy rano odezwał się telefon w domy Jarosława Kaczyńskiego, był on przekonany, że dzwoni jego brat. Telefonował minister Sikorski. - Przekazał mi wiadomość naprawdę straszną. Najgorszą, jaką usłyszałem w życiu i najgorszą, jaką kiedykolwiek usłyszę - mówi brat Lecha Kaczyńskiego.
Minister spraw zagranicznych dodaje, że dla niego ten moment też był bardzo trudny: - Ten obowiązek powiedzenia komuś, że nie żyje jego brat - ja nawet wtedy nie wiedziałem, że oni kilkanaście minut wcześniej rozmawiali - może pan sobie wyobrazić...
Cały reportaż Marka Osiecimskiego pt. "Sobota", w którym politycy wspominają 10 kwietnia, w najbliższą sobotę o godz. 21 na antenie TVN24.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24