- Robert Dziekański - polski imigrant, który zginął w 2007 roku na lotnisku w Vancouver rażony przez policję paralizatorem - na kilka godzin przed śmiercią odczuwał skutki zmiany strefy czasowej, zmęczenie i głód - zeznał w poniedziałek na przesłuchaniu kanadyjski celnik. Funkcjonariusze RCMP utrzymują natomiast, że Dziekański był w stanie delirycznego podniecenia (ang. excited delirium) i doświadczał zespołu odstawienia alkoholu. Ruszyły przesłuchania świadków w śledztwie prowadzonym w sprawie śmierci Polaka.
Polak zginął w październiku 2007 r. w międzynarodowym porcie lotniczym Vancouver. Policja twierdzi, że użyła paralizatora, gdy nieznający języka angielskiego 40-letni Polak zaczął się zachowywać agresywnie. Dziekański był wyczerpany trudami 14-godzinnej lotniczej podróży i 10 godzinami oczekiwania na matkę, która była sponsorem jego planowanego osiedlenia się w Kanadzie.
- To zrozumiałe, że był nieco sfrustrowany i niespokojny - powiedziała przedstawicielka służb imigracyjnych Juliette Van Agteren. - Nie czuł się dobrze, ponieważ chciało mu się pić. Prawdopodobnie był głodny - dodała. W czasie poniedziałkowego przesłuchania przedstawiono nagranie wideo, na którym co najmniej pięciu funkcjonariuszy kanadyjskiej straży granicznej pyta Dziekańskiego używając języka, w którym nie mówił, o dokument napisany w języku, w którym nie potrafił czytać. Na lotnisku Polak spędził ponad sześć godzin.
Rzucał meblami
Wkrótce po tym, jak Van Agteren podbiła dokumenty pobytowe Dziekańskiego, Polak zaczął rzucać meblami w hali przylotów. Prawdopodobnie zdenerwowała go nieobecność matki w sali odbioru bagażu, gdzie nie mogła wejść.
Van Agteren zeznała, że szukała kontaktu z matką Roberta Dziekańskiego, Zofią Cisowską, ale próby się nie powiodły.
Zachowywał się "niepewnie"
Kierowniczka zespołu celników Alexandra Curry powiedziała, że agenci rozpoznali mężczyznę wyczekującego od jakiegoś czasu w porcie lotniczym. Dodała, iż wiedziała, że członkowie jego rodziny dzwonili, próbując go odnaleźć. Curry zaznaczyła, że funkcjonariusze udali się na poszukiwania rodziny Dziekańskiego.
- Chcieli złapać Dziekańskiego po drodze i zaprowadzić go do rodziny - podkreśliła. Czterech funkcjonariuszy Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej RCMP przyznało się do użycia tasera (paralizatora) po tym, jak imigrant zaczął zachowywać się "niepewnie".
"Chcę raportu"
Prawnik matki Dziekańskiego Walter Kosteckyj powiedział, że chce ona dokładnego raportu na temat tego, co się zdarzyło 14 października 2007 roku na lotnisku międzynarodowym w Vancouver. Chce też, aby wszystkie służby - Kanadyjska Królewska Policja Konna, straż graniczna i port lotniczy - wzięły odpowiedzialność za te zdarzenia.
Dwa etapy
W pierwszej fazie postępowania sąd zajmował się ogólnie sprawą stosowania paralizatorów przez policję. Szczegółowy raport na ten temat ma zostać opublikowany jeszcze w tym roku.
Druga faza ma koncentrować się na tym, co przydarzyło się Dziekańskiemu. Jeśli dowody będą wystarczające, sędzia będzie mógł orzec przekroczenie uprawnień.
Źródło: PAP