Najwcześniej w lutym przyszłego roku będzie mógł ruszyć proces żołnierzy, oskarżonych o zabicie cywili w afgańskiej wiosce Nangar Khel. Wcześniej akta sprawy muszą wrócić do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie. Ten potrzebuje też czasu na powołanie i przygotowanie składu sędziowskiego.
Trzeciego grudnia Sąd Najwyższy uchylił październikową decyzję Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie o zwrocie sprawy do prokuratury. Żeby proces mógł się zacząć akta sprawy muszą wrócić z SN do warszawskiego sądu. To jednak nie jedyny powód, dla którego proces ruszy najwcześniej za dwa miesiące.
Wobec grożącej żołnierzom kary dożywocia sprawę osądzi aż pięcioosobowy skład sędziowski, w którym będzie dwóch sędziów zawodowych oraz trzech ławników. - Skład nie jest jeszcze wyznaczony. Po wyznaczeniu sędziów będą oni potrzebowali czasu, by się zapoznać z obszernymi aktami sprawy, która jest skomplikowana pod względem faktycznym i prawnym - tłumaczy Rzecznik Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie sędzia ppłk Rafał Korkus.
Sprawa z Nangar Khel
Prokuratura wojskowa oskarżyła sześciu żołnierzy: chorążego Andrzeja O., plutonowego Tomasza B., kapitana Olgierda C., podporucznika Łukasza B. oraz starszych szeregowych Jacka J. i Roberta B. o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi dożywocie. Starszego szeregowego Damiana L. oskarżono o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi od 5 do 15 lat. CZYTAJ WIĘCEJ O LOSIE ŻOŁNIERZY
Ostrzał wioski
Do tragicznych wydarzeń doszło 16 sierpnia 2007 roku. Wskutek ostrzału wioski przez polskich żołnierzy na miejscu zginęło sześć osób (w tym troje dzieci), dwie zmarły w szpitalu. Trzy inne zostały trwale okaleczone. Kobieta w ciąży urodziła martwego noworodka.
Wyjazd oddziału na akcję nastąpił po upływie kilku godzin od ataku na patrol, w wyniku którego uszkodzono dwa pojazdy, w tym jeden polski. W okolicy doszło wówczas także do ostrzelania wojsk amerykańskich przez talibów. W efekcie wymiany ognia zatrzymano dwóch z nich.
Według śledczych polscy żołnierze ostrzeliwując wioskę wiedzieli, że pociski trafią w zabudowania, widzieli poruszających się tam ludzi i bawiące się dzieci, a ich działanie miało cechy "wstrzeliwania się w wytypowany cel". Mają to potwierdzać naoczni świadkowie zdarzenia oraz - pośrednio - biegli.
Oskarżeni nie przyznają się do winy. Obrona twierdzi, że jedną z przyczyn tragedii były wady broni i pocisków. Domaga się także przeprowadzenia wizji lokalnej na miejscu tragedii.
Źródło: PAP, tvn24.pl, lublin.com.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24