Na dzień przed upłynięciem ostatecznego terminem prokuratura prowadząca śledztwo ws. Nangar Khel złożyła zażalenie na decyzję Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie. Sąd w ubiegłym tygodniu odmówił rozpoczęcia procesu oskarzonych żołnierzy i zwrócił śledczym sprawę w celu uzupełnienia akt.
Zgodnie z procedurami, prokuratura zaskarżyła orzeczenie do Izby Wojskowej Sądu Najwyższego. Sąd okręgowy argumentując swą decyzję wskazywał w ubiegłym tygodniu na "istotne braki postępowania przygotowawczego". Prokuratura od początku nie zgadzała się z tą oceną.
Składając zażalenie rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej płk Jerzy Artymiak określił ją jako "rażąco niesłuszną": - W opinii prokuratury to postanowienie wydane zostało z naruszeniem przepisów Kodeksu postępowania karnego. Zwrot sprawy może nastąpić w momencie, gdy spełnione zostaną dwie przesłanki - jeśli wystąpiły istotne braki w postępowaniu przygotowawczym oraz ustalono znaczne trudności w ich usunięciu w postępowaniu sądowym - podkreślił płk. Artymiak.
- Dodatkowo zwrot sprawy prokuratorowi powinien być realny i celowy, a więc uwzględniać okoliczność czy dodatkowe czynności są możliwe do wykonania. Z taką sytuacją procesową nie mamy do czynienia w przedmiotowej sprawie - dodał rzecznik.
Oskarżeni o zabójstwo ludności cywilnej
Prokuratura wojskowa oskarżyła sześciu żołnierzy: chorążego Andrzeja O., plutonowego Tomasza B., kapitana Olgierda C., podporucznika Łukasza B. oraz starszych szeregowych Jacka J. i Roberta B. o zabójstwo ludności cywilnej, za co grozi dożywocie. Starszego szeregowego Damiana L. oskarżono o ostrzelanie niebronionego obiektu, za co grozi od 5 do 15 lat. Wszyscy oskarżeni, którzy wcześniej byli aresztowani, są obecnie na wolności.
Do odrębnego postępowania wyłączono kilkanaście innych wątków związanych ze sprawą Nangar Khel. Chodzi m.in. o znieważenie zwłok, poniżanie żołnierzy przez dowódcę, narażenie na utratę życia dwóch szeregowych, utrudnianie postępowania, użycie przemocy wobec świadków w prowadzonym postępowaniu oraz służbę jednego z żołnierzy w Legii Cudzoziemskiej.
Wiedzieli, że strzelają do cywilów?
Do tragicznych wydarzeń doszło 16 sierpnia 2007 roku. Wskutek ostrzału wioski przez polskich żołnierzy na miejscu zginęło sześć osób (w tym troje dzieci), dwie zmarły w szpitalu. Trzy inne, w tym jedna kobieta w ciąży, która zakończyła się urodzeniem martwego noworodka, zostały trwale okaleczone.
Wyjazd oddziału na akcję nastąpił po upływie kilku godzin od ataku na patrol, w wyniku którego uszkodzono dwa pojazdy, w tym jeden polski. W okolicy doszło wówczas także do ostrzelania wojsk amerykańskich przez talibów. W efekcie wymiany ognia zatrzymano dwóch z nich.
W ocenie śledczych, polscy żołnierze ostrzeliwując wioskę wiedzieli, że pociski trafią w zabudowania, widzieli poruszających się tam ludzi i bawiące się dzieci. Zdaniem prokuratury, ich działanie miało cechy "wstrzeliwania się w wytypowany cel". Według prokuratury, potwierdzają to naoczni świadkowie zdarzenia jak i - pośrednio - biegli.
Oskarżeni nie przyznają się do winy. Obrona twierdzi, że jedną z przyczyn tragedii były wady broni i pocisków. Domaga się także przeprowadzenia wizji lokalnej na miejscu tragedii.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24