Zdaniem Józefa Oleksego z SLD, powszechne i prawdopodobne jest dziś przekonanie, że służby specjalne mają niekontrolowany dostęp do billingów. Jak mówił w "Rozmowie bardzo politycznej" w TVN24, jest to problem nie tylko dziesięciu dziennikarzy, których billingi były kontrolowane, ale całego systemu. Z kolei Jarosław Sellin z PiS zwracał uwagę, że największym problemem jest wyważenie pomiędzy wolnością a bezpieczeństwem.
- Przykra sytuacja, jeśli dziennikarze czują oddech służb za plecami, albo czują się inwigilowani - tak Jarosław Sellin (PiS) komentował piątkowe doniesienia o tym, że bilingi dziesięciu czołowych dziennikarzy były kontrolowane przez służby specjalne.
Jeszcze bardziej ostrożnie wypowiadał się Józef Oleksy (SLD): - Nie chcę się wypowiadać, dlatego że to musi być zbadane i służby musza odpowiedzieć, dlaczego były im potrzebne. Bo może się tak zdarzyć, że będzie im potrzebne.
Granice wolności
- Moim zdaniem w tym sporze i w tym dylemacie są dwie wartości, jakie na szali wiszą - podkreślał Sellin, który sam pracował niegdyś jako dziennikarz - Z jednej strony jest wartość pracy mediów i tego, że dziennikarz ma prawo mieć poczucie pełnej ochrony własnego informatora , że nigdy nikt się nie dowie, skąd on ma informacje – i to jest element warsztatu dziennikarskiego oczywisty - ale z drugiej strony są służby państwowe, która mają obowiązek pilnować, żeby nie było wycieku tajemnic państwowych, bo to jest bezpieczeństwo państwa.
Z kolei Oleksy zauważył, że w opinii potocznej dziś uważa się, że służby mają zawsze dostęp do billingów poprzez firmy telefoniczne, w których mają swoich ludzi. - Jeżeli jest tak - a pewnie jest - to problem nie jest już konkretnej grupy dziesięciu dziennikarzy tylko problem zaczyna być szczelność systemu ochrony jednostki - mówił.
- To jest w ogóle pytanie o ochronę danych osobowych - zauważył. Jego zdaniem jesteśmy u progu epoki, w której dostęp do prywatnych danych - także dla służb specjalnych - będzie jeszcze łatwiejszy. - Jeszcze sobie nie zdajemy sprawy z epoki, jaka nadchodzi - zaznaczył.
Na drugą stronę medalu - kwestię bezpieczeństwa - zwracał z kolei uwagę Selin. Jak podkreślał, obywatele maja prawo od państwa oczekiwać bezpieczeństwa (np. żeby nie było zamachów, żeby nie było przestępczości) i w tej dziedzinie służby powinny mieć w pewnym zakresie dostęp do tego typu danych.
Wina po stronie pilotów
Oceniając śledztwo w sprawie katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku Sellin stwierdził, że premier Donald Tusk był źle przygotowany do wizyty, jaka miała miejsce wieczorem 10 kwietnia. Jego zdaniem, urzędnicy premiera powinni przygotować go do rozmów z premierem Rosji Wladymirem Putinem m.in. śledztwa ws. wypadku. - Stąd mamy tę katastrofę, że sprawę wyjaśnia prywatna firma działająca na terenie państwa rosyjskiego, nie instytucja państwowa. Bo MAK (rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy - red.) nie jest instytucją państwa rosyjskiego, tylko komercyjną firmą, która certyfikuje samoloty, certyfikuje lotniska - powiedział Sellin.
Jego zdaniem, już dziś można przewidzieć, jakie wnioski będą płynąć z raportu Komitetu, który ma zostać przedstawiony 18 października. - I możemy iść o zakład tutaj, że za tydzień poznamy raport MAK-u i wina będzie po stronie pilotów - mówił.
Pytania o wizytę
Poseł PiS zwrócił także uwagę na fakt, że badane są tylko przyczyny katastrofy, natomiast wciąż nie ma odpowiedzi na pytania dotyczące samego przygotowania wizyty. Sellin wymieniał takie kwestie jak to, czy wizyta z 10 kwietnia była tak samo dobrze zabezpieczona jak wizyta z 10 kwietnia, czy na pewno byli BOR-owcy na miejscu, czy były lotniska zapasowe (bo - jak mówił - już przed paroma miesiącami BOR i pułk lotnictwa wzajemnie przerzucały się odpowiedzialnością, kto miał kogo poinformować, czy te lotniska są).
- Pana pytania uważam za zasadne. Może już wcześniej powinny być odpowiedzi, bo nie uniknie się odpowiedzi na nie - odpowiedział Oleksy. Były premier zwrócił natomiast uwagę na zachowanie ministra obrony po katastrofie prezydenckiego tupolewa w Smoleńsku i wojskowego samolotu CASA w Mirosławcu w 2008 roku. - Trochę tu jest takiego udawania przed obywatelami. Zdarzyły się dwie co najmniej poważne, ciężkie katastrofy i nieszczęścia. Zdarzyły się w jednym obszarze dotyczącym resortu obrony, a minister czuje się tak, jakby nigdy nic. To mnie drażni - mówił.
- W normalnym świecie, nawet jak winy nie ma, to dla wyrazu publicznego ładu w państwie, rygoryzmu moralnego i oceny służbowej takie rzeczy się robi, a u nas jest wszystko w porządku - oceniał Oleksy.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24