Czwartek miał być dniem Mirosława Drzewieckiego. Znanemu z podsłuchów CBA "Mirowi" skradziono jednak show. Premier Donald Tusk oświadczył bowiem, że nie chce zostać prezydentem. I w tym momencie ruszyła machina. Reporter programu "Polska i Świat" pokazuje, jak wyglądało to wszystko w kulisach.
Cyferki, wskaźniki, wykresy. Na takim właśnie tle premier Donald Tusk zorganizował w czwartek konferencję prasową. Wykresy miały pokazać ogłoszone niedawno bardzo dobre wyniki polskiej gospodarki. Wszyscy czekali jednak na to, co premier powie na temat swojego kandydowania w wyborach prezydenckich.
Nieee, on tam teraz podrywa dziewczyny... Paweł!!! Donald Tusk do Pawła Grasia
"Pracujemy, a nie flirtujemy"
Jednak nie obyło się tak zupełnie bez nerwów. Przed rozpoczęciem nagrania programu "Fakty po Faktach", Donald Tusk postanawia wezwać swojego rzecznika prasowego. - Panie ministrze Graś! - woła premier. Wołanie pozostaje jednak bez odpowiedzi. - Nieee, on tam teraz podrywa dziewczyny... Paweł!!! - krzyczy stanowczym tonem szef rządu. Paweł Graś zjawia się w mgnieniu oka. - Tak, jestem - melduje się rzecznik. - Pracujemy, a nie flirtujemy - upomina go premier.
Wreszcie coś się dzieje
Rusza program. Mówiąc o bardzo dobrym stanie polskiej gospodarki, premier twierdzi, że "nie ma ważniejszego newsa". Newsem dnia bezapelacyjnie jest jednak to, że Donald Tusk (dotychczas faworyt w prezydenckich sondażach) nie chce kandydować. - To jest taki dzień, na który czeka chyba każdy dziennikarz polityczny - mówi Krzysztof Skórzyński, reporter TVN24. - Wreszcie coś się dzieje - dodaje dziennikarz.
Po wielu godzinach nudnych posiedzeń różnego rodzaju komisji, taka zapowiedź faktycznie jest atrakcją. - Więcej dziennikarzy niż posłów widzę dzisiaj w Sejmie - puentuje Mariusz Kamiński, poseł PiS.
tka/tr/k
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24