Jan Pospieszalski ma przeprosić Andrzeja Morozowskiego za to, ze na swoim blogu napisał, że ten "doniósł" w 1997 r. ówczesnemu ministrowi-koordynatorowi służb specjalnych Zbigniewowi Siemiątkowskiemu o przygotowywanym przez "Życie" materiale o Aleksandrze Kwasniewskim i Władimirze Ałganowie - orzekł warszawski sąd.
Chodzi o notkę z blogu Pospieszalskiego z jesieni 2006 r.. W tym czasie program Andrzeja Morozowskiego i Tomasza Sekielskiego "Teraz My" ujawnił tzw. "taśmy Beger".
Komentując tamtą sprawę Pospieszalski - prowadzący w TVP program "Warto rozmawiać" - napisał, że Morozowski miał w 1997 r. uprzedzić ministra Zbigniewa Siemiątkowskiego, że gazeta "Życie" planuje publikację artykułów na temat kontaktów Aleksandra Kwaśniewskiego z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem i że "są na to papiery".
Przeprosiny tylko na blogu
Pospieszalski ma przeprosić Morozowskiego tylko na swoim blogu, bo - według sądu - nie miał wpływu na podchwycenie tematu przez inne media. Ma też zwrócić swemu oponentowi 600 zł kosztów procesu. Wyrok jest nieprawomocny.
Pospieszalski w rozmowie z tvn24.pl stwierdził, że sprawy nie komentuje, a decyzję o ewentualnej apelacji pozna po zapoznaniu się z pisemnym uzasadnieniem wyroku. Morozowski natomiast rozważa, czy składać apelację i domagać się przeprosin także w gazetach, jak wnosił w pozwie.
Sąd: Niezweryfikowane twierdzenia
Warszawski sąd orzekł, że Pospieszalski ma napisać, że "w rzeczywistości jego twierdzenia nie zostały zweryfikowane" i ma wyrazić ubolewanie, że jego pomówienia "mogły podważyć wiarygodność" dziennikarza, a także zaapelować do innych dziennikarzy, by nie powtarzali tych zarzutów. Wyrok jest nieprawomocny.
Sędzia Joanna Kruczkowska stwierdziła w uzasadnieniu wyroku, że zarzucenie dziennikarzowi donoszenia ministrowi ds. służb specjalnych musi naruszać jego dobra osobiste, zaś Pospieszalski w żaden sposób nie udowodnił, by takie zdarzenie miało miejsce. - Dopiero gdy zaistniał ten proces, zaczął sprawdzać i weryfikować to, co napisał - dodał sąd.
Świadkowie zaprzeczyli zarzutom publicysty TVP
Morozowski zaprzeczył i pozwał Pospieszalskiego, żądając przeprosin na jego blogu oraz w "Gazecie Wyborczej" i "Dzienniku", które opisywały sprawę. Podczas rozprawy Pospieszalski wycofał się z twierdzenia, że Morozowski uprzedził Siemiątkowskiego, ale podtrzymał, że mieli oni "podejrzane kontakty".
Nie potwierdzili tego świadkowie zeznający w sprawie - ani Bronisław Wildstein, ani autorzy artykułu z "Życia" pt. "Wakacje z agentem" (przegrali w Polsce proces z Kwaśniewskim, na rozpatrzenie przez Trybunał w Strasburgu czeka ich skarga), ani dziennikarz wskazany przez Pospieszalskiego, który miał mu wcześniej potwierdzić taką informację.
Źródło: tvn24.pl, PAP, le figaro.fr
Źródło zdjęcia głównego: PAP