Rosja to największy importer polskich jabłek. Co roku sadownicy sprzedają ich na wschód więcej, a 2013 r. był rekordowy. Teraz - wobec odwetu Rosji za nałożone na nią sankcje - nasi producenci muszą się martwić o to, gdzie swoje, najlepsze w Europie jabłka sprzedadzą. Martwić się może też przeciętny Kowalski, który być może wkrótce więcej zapłaci za ogrzewanie i na stacji benzynowej.
Jabłko - największy eksportowy hit ostatnich lat do Rosji prawdopodobnie od piątku będzie musiało sobie poszukać innego kierunku prowadzącego do zagranicznego stołu.
Jabłka zawrócą z granic, gaz przywędruje droższy?
- Coś za coś. Nie ma się co dziwić stronie rosyjskiej - próbuje tłumaczyć całą sytuację minister rolnictwa Marek Sawicki, który twierdzi, że na odpowiedzieć wschodniego sąsiada wobec zaangażowania Polski w kwestię walki Ukrainy z Rosją o jedność swojego państwa nie trzeba było długo czekać. To jednak oczywiście za mało dla sadowników znad Wisły, którzy jabłek produkują mnóstwo i w ostatnich latach zdecydowali się w większości na ich eksport do Rosji. Do Rosji zmierza ponad 50 proc. eksportu naszych jabłek.
W ub. roku te granice przekroczyło łącznie 677 tys. ton jabłek. Nasi sadownicy i rząd zarobili na zamówieniach tego produktu do Rosji w 2013 r. ponad 250 mln euro i wiele wskazywało na to, że rok 2014 znów będzie rekordowy.
Nie wiadomo też, jaka przyszłość czeka firmy produkujące nad Wisłą maszyny i chemię oraz wyroby metalurgiczne. Inwestycje Polaków w Rosji związane z tymi branżami sięgają nawet 700 mln dolarów (ok. 600 mln euro).
Polacy muszą się też martwić tym, że być może już zimą zapłacą więcej za gaz i ropę.
Rosja zapowiedziała bowiem w środę, że ceny tych surowców w Europie "nieuchronnie będą musiały pójść w górę".
Autor: adso//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24