"Członkowie wyprawy, pozostając w głębokim bólu po stracie przyjaciela składają najszczersze wyrazy współczucia rodzinie" - brzmi oświadczenie uczestników ekspedycji ratunkowej. Alpiniści nie znaleźli ciała Krzysztofa Apanasewicza, który zaginął w tadżyckim Pamirze.
Trwająca ponad dwie doby akcja poszukiwawcza nie przyniosła żadnych rezultatów. Ratownikom z Jastrzębskiego Klubu Wysokogórskiego nie udało się znaleźć polskiego alpinisty. Jak czytamy w czwartkowym oświadczeniu, członkowie ekspedycji oswoili się już z myślą o śmierci przyjaciela.
"Wyprawa pozwoliła ustalić prawdopodobne miejsce jego upadku na zachodniej ścianie Piku Korżeniewskiej. Dalsze poszukiwania ciała na tej wysokości wymagały zaangażowania większej ilości ludzi i specjalnego sprzętu" - czytamy w raporcie.
"Jesteśmy zdrowi i bezpieczni"
Ratownicy przerwali poszukiwania, bo jak tłumaczą, nie byli stosownie wyposażeni, co w efekcie groziło ich bezpieczeństwu. - Dalsze poszukiwania ciała na tej wysokości wymagały zaangażowania większej ilości ludzi i specjalnego sprzętu - tłumaczą, dementując jednocześnie pojawiające się w polskich mediach informacje, jakoby niektórzy członkowie załogi byli w złym stanie zdrowia.
- Wiadomości te są absolutnie nieprawdziwe. Wszyscy pozostali członkowie tej wyprawy, jak i działających tutaj innych wypraw polskich są zdrowi i bezpieczni - tłumaczą.
Zdobywca sześciotysięczników
Zaginiony 34-letni Krzysztof Apanasewicz pochodził z Jastrzębia Zdroju. Zdobył m.in. najwyższy szczyt w Andach Aconcaguę (6960 m) i drugi szczyt Pamiru Pik Lenina. Był członkiem Klubu Wysokogórskiego w Jastrzębiu-Zdroju. Pracował jako ratownik górniczy w jastrzębskiej kopalni "Borynia".
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24