Dariusz P., podejrzany o podpalenie w ubiegłym roku w Jastrzębiu Zdroju własnego domu, w którym spali jego bliscy, przyznał, że sam wysyłał sobie sms-y z pogróżkami, aby skierować śledztwo na fałszywe tory. W pożarze zginęła żona mężczyzny i czworo ich dzieci.
- Dariusz P. podczas przesłuchania przyznał, że sam wysyłał sobie sms-y z pogróżkami, czyli do utrudniania postępowania - powiedział rzecznik prowadzącej śledztwo Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Michał Szułczyński.
Wysyłając sobie sms-y, P. chciał skierować śledztwo na fałszywe tory - chodziło o zasugerowanie, że podpalaczem jest inna osoba, która mu groziła. Podczas śledztwa znaleziono przy nim telefon, z którego wysyłano te wiadomości.
Dziennikarze "Superwizjera" dowiedzieli się, że mężczyzna nie przyznał się jednak do zabójstwa swoich bliskich.
P. został zatrzymany i aresztowany pod koniec marca. Prokuratura zarzuciła mu zabójstwo pięciu osób, a także usiłowanie zabójstwa szóstej - najstarszego syna.
Opinia biegłych
Przyznanie się do utrudniania śledztwa nie oznacza, że podejrzany przyznał się do pozostałych, poważniejszych zarzutów. Konsekwentnie twierdzi, że to nie on zabił swoją rodzinę.
Prokuratura wciąż nie powołała biegłych, którzy ocenią, czy Dariusz P. był w chwili pożaru poczytalny. Opinia psychiatrów będzie sporządzona na podstawie obserwacji, która potrwa zapewne kilka tygodni. Wobec Dariusza P. prowadzone były wcześniej inne sprawy karne o charakterze gospodarczym. Podczas zleconych w ich ramach badań, przeprowadzonych w warunkach ambulatoryjnych, biegli uznali go za niepoczytalnego. Zarówno prokuratura, jak i pełnomocnik rodziny ofiar podkreślają, że uznanie P. za niepoczytalnego w poprzednich sprawach nie oznacza, że taką samą opinię biegli wydadzą o nim w postępowaniu dotyczącym śmierci jego bliskich.
Pieniądze z ubezpieczenia
Prokuratura nie ma wątpliwości, że to Dariusz P. podłożył ogień w domu, w który spała jego żona i dzieci. Motywem przestępstwa miała być chęć uzyskania pieniędzy z ubezpieczenia - Dariusz P. na krótko przed tragedią ubezpieczył żonę na wysoką kwotę.
Według mediów P., który prowadził zakład produkujący meble, miał poważne długi. Jednym z dowodów w sprawie jest opinia biegłego z zakresu pożarnictwa, jednoznacznie wskazująca na podpalenie. Ogień podłożono w domu w sześciu miejscach. Żaluzje były zamknięte i zablokowane w taki sposób, by nie można ich było otworzyć. W domu nie było też śladów włamania. Z innej opinii biegłych, którzy badali logowania telefonu podejrzanego, wynika, że P. - wbrew swoim twierdzeniom - w czasie pożaru był w pobliżu domu. Do tragedii doszło 10 maja ub. roku. Powierzchnia pożaru była niewielka - ok. 15 m kw. Jego ognisko znajdowało się na piętrze domu jednorodzinnego, paliła się część schodów i szafa. W wyniku pożaru zmarło pięć osób, ocalał tylko najstarszy syn. Jak wykazała sekcja zwłok, przyczyną śmierci ofiar było zatrucie tlenkiem węgla. Na miejscu zginęła 18-letnia najstarsza córka, czterolatka - w trakcie udzielania pomocy. Potem w szpitalach w Jastrzębiu Zdroju i Cieszynie zmarli kolejno: 10-letni chłopiec i 40-letnia matka dzieci oraz 13-letnia dziewczynka.
Autor: MAC/ ola / Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24