Od ponad dwóch lat posłowie mówią o konieczności większej ochrony pieszych na polskich drogach. Projekt nowych przepisów, które miałyby zbliżyć nas do krajów Europy zachodniej i dać pieszym "nietykalność" na przejściach, był gotowy już w zeszłym roku. Ale ciągle nie może się doczekać większego zainteresowania, bo nawet ten problem dzieli parlamentarzystów.
Centrum Warszawy, dziewięć dni temu. Miejski autobus wjeżdża w grupę ludzi stojących przy przejściu dla pieszych. Ranne zostają cztery osoby. Kilka godzin wcześniej, na Śląsku, rozpędzony samochód mija tuż przed przejściem stojący na przystanku autobus i uderza w przechodzącego przez "zebrę" 40-latka. Mężczyzna umiera.
To tylko dwa przykłady wypadków z udziałem pieszych z ostatnich dni. Pod względem ich liczby Polska od lat zajmuje pierwsze miejsce wśród wszystkich krajów Unii Europejskiej. Co piąta piesza ofiara wypadków w UE ginie właśnie na naszych drogach.
W 2012 r. w 10 tys. 309 wypadkach z udziałem pieszych zginęło w Polsce 1 tys. 157 osób a 9 tys. 694 zostały ranne. Do co trzeciego wypadku dochodzi na przejściu dla pieszych - i ta proporcja też nie zmienia się od lat.
Pieszy nietykalny
Właśnie dlatego już dwa lata temu powstał pomysł, by na wzór większości innych krajów zachodnich zmienić przepisy i zwiększyć uprawnienia pieszych, którzy wchodzą na "zebrę". Dzisiaj w Polsce ochrona osoby przechodzącej przez jezdnię na przejściu dla pieszych zaczyna się dopiero w momencie, gdy postawi ona na niej swoją nogę.
Mówi o tym art. 13 ustawy Prawo o ruchu drogowym, który wskazuje dodatkowo, że pieszy, przechodząc przez jezdnię lub torowisko, jest obowiązany "zachować szczególną ostrożność". Problem pojawia się, gdy kierowca, który jest sprawcą takiego wypadku, utrzymuje, że pieszy takiej ostrożności nie zachował i "wtargnął" na jezdnię. - Takie tłumaczenie jest dość częste wśród kierujących - przyznaje mł. insp. Marek Kąkolewski z Biura Ruchu Drogowego KGP.
W Niemczech, Holandii, czy sąsiednich Czechach, gdzie ochrona pieszego zaczyna się wcześniej niż u nas, bo już wtedy, gdy zbliża się on do przejścia, problemy z interpretacją przepisów nie są wcale mniejsze. Wszystko przez zapis, który mówi o tym, że pieszy musi zasygnalizować "wyraźny zamiar" przejścia na drugą stronę.
Inaczej sytuacja wygląda we Francji czy Norwegii, gdzie ochrona pieszego jest najszersza i nie zależy od "zamiaru" wejścia na przejście. Właśnie takie rozwiązanie forsują w swoim projekcie ustawy posłowie Platformy Obywatelskiej, ale ciągle nie może doczekać się on głosowań w Sejmie.
Najnowszy projekt, którego główną autorką jest posłanka Beata Bublewicz (PO), zakłada, że kierowca będzie musiał zatrzymać się przed przejściem, gdy tylko zobaczy, że pieszy staje przed nim. Według autorów ustawy będzie to dostateczny znak, że chce on przejść przez jezdnię.
Chociaż opisana wyżej zmiana jest kluczowa dla projektu, to znaleźć się w nim mają także inne ciekawe pomysły - na przykład by częścią egzaminu na prawo jazdy był sprawdzian z udzielania pierwszej pomocy.
Nie tak szybko
Nowe przepisy były już gotowe pod koniec ubiegłego roku. Projekt przeszedł przez konsultacje i został przekazany do Sejmu. Termin pierwszego czytania w Komisji Infrastruktury ciągle nie został jednak wyznaczony. - Liczymy, że stanie się to w ciągu najbliższego miesiąca. Im szybciej się to stanie, tym oczywiście lepiej bo przepisy i tak mają zacząć obowiązywać po roku od ich uchwalenia - mówi w rozmowie z tvn24.pl Bublewicz.
Roczne vacatio legis jest jej zdaniem konieczne, by kierowcy zdążyli przygotować się do takiej zmiany.
- Na pewno jest to duża ingerencja i dlatego rok to w tym przypadku minimum. Ideałem byłoby, żeby kierowcy - tak jak stało się to w przypadku obowiązku jeżdżenia przez cały rok z włączonym światłami - zaczęli stosować się do tego przepisu jeszcze zanim formalnie zacznie on obowiązywać - uważa Bartłomiej Morzycki, ekspert w dziedzinie ruchu drogowego i prezes zarządu Partnerstwa dla Bezpieczeństwa Drogowego.
Według optymistycznego scenariusza nowe przepisy mogłyby zacząć obowiązywać najwcześniej od połowy przyszłego roku. - Pod warunkiem, że projekt bez zakłóceń przejdzie przez ścieżkę legislacyjną - dodaje Bublewicz. A to nie jest już wcale takie pewne.
PiS: Obecne przepisy są dobre
Zwiększaniu uprawnień pieszych i pomysłowi ustępowania im pierwszeństwa, jeszcze zanim wejdą na jezdnię, przeciwne jest PiS. - W mojej ocenie już dzisiaj te uprawnienia są bardzo szerokie i wystarczające. W sądach także można zaobserwować większą przychylność wobec pieszych niż kierowców. Należy zwiększyć skuteczność obecnych przepisów a nie generować nowe - twierdzi wiceprzewodniczący komisji infrastruktury Krzysztof Tchórzewski (PiS). Jednomyślności w sprawie nowych rozwiązań nie ma też w samej Platformie.
Część posłów uważa, że zmiany pociągną za sobą nowe zagrożenia. Chodzi między innymi o przejścia dla pieszych bez sygnalizacji świetlnej w centrach miast, gdzie natężenie ruchu jest bardzo duże, albo o takie same "zebry" na trasach szybkiego ruchu. - Paradoks polega na tym, że przejście dla pieszych należy do miejsc szczególnie niebezpiecznych. I to się nie zmieni. Ale w mojej ocenie nowe przepisy będą właśnie formą nacisku i zachętą dla drogowców do zmian infrastruktury wokół przejść - uważa Kąkolewski, który pozytywnie ocenia proponowane rozwiązania.
Większość ekspertów podziela ten pogląd. - Jeśli chcemy być krajem cywilizowanym, to te zmiany należy wprowadzić. Zgadzam się jednak, że żaden przepis sam w sobie nie uzdrowi sytuacji. Jeszcze ważniejsze są zachęty do zmiany mentalności i kultury jazdy polskich kierowców. Bo co z tego, że już dziś mamy przepis, który mówi o konieczności zachowania szczególnej ostrożności przy dojeździe do przejścia, albo zakazie wyprzedzania, skoro wygląda to zupełnie inaczej? - podsumowuje Morzycki.
Autor: Łukasz Orłowski//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24