Janusz Palikot ocenił w "Faktach po Faktach" w TVN24, że "pęknięcie w Platformie Obywatelskiej" jest obecnie tak duże, że koalicja PO-PSL może nie przetrwać całej kadencji. Jego zdaniem przedterminowe wybory mogą odbyć się już w 2013 roku. Lider Ruchu Palikota przewidywał także, że "w następnej kadencji środowiska, które reprezentuje, będą miały ponad 50 proc. poparcia".
Janusz Palikot tłumaczył na czym polega fenomen jego partii i przekonywał, że tematy przez nią poruszane - czyli "sprawa krzyża, związków partnerskich, in vitro" są dla Polaków ważne. - One (tematy) żyją w mediach tygodniami, miesiącami nie dlatego, że takie są media, ale dlatego że polskie społeczeństwo chce tej wielkiej umowy społecznej ludzi, którzy nie są w okopach, tylko przy wszystkich różnicach, są gotowi coś ze sobą uzgodnić - przekonywał.
"Zastałem zupełnie inny parlament"
Palikot wieszczył także przedterminowe wybory. - Największy problem zacznie sie w Platformie na rok przed wyborami samorządowymi, czyli w 2013 roku. Bo wtedy 50-70 obecnych obecnych posłów PO będzie dostatecznie sfrustrowanych tym, że nie zrobili kariery, a nie może zrobić 200 osób kariery - stwierdził Palikot.
Po roku, jak wróciłem do parlamentu, zastałem zupełnie inny parlament. Nie parlament, gdzie byłe dwie armie: PiS i PO naprzeciwko siebie. Tylko parlament, w którym w PiS nie ma wiary w zwycięstwo, Platforma jest podzielona i ludzie Schetyny czekają na okazję, a SLD jest zdezintegrowane Janusz Palikot
Palikot zapowiedział także sukces swojego ugrupowanie. - W następnej kadencji środowiska, które reprezentujemy, będą miały ponad 50 proc. poparcia - stwierdził. Bo, jak ocenił, jego posłowie "zbierają fantastyczne opinie". - To jest klub, który jest zwarty i zabiera głos. Jest jedyną drużyna, która jest zmobilizowana - powiedział.
"To tąpnięcie scaliło naszą grupę"
Grzegorz Napieralski, były szef SLD mówił natomiast o wyborczej klęsce wyborczej swojego ugrupowania. - To było duże zaskoczenie. Wierzyliśmy, że ten wynik będzie lepszy - przyznał. Pytany o przyczyny przegranej powiedział, że może wymienić tylko jedna przyczynę. - Jedna rzecz, która nam popsuła to, co zbudowaliśmy przez półtorej roku od wyborów prezydenckich, to że nie było jednego przekazu. Było poczucie, że jest konflikt na zapleczu - ocenił. I zapewnił, że Sojusz wyciągnął lekcję z tej porażki. - Dostaliśmy żółtą kartkę, jest to dla nas lekcja. Dlatego Sojusz musi dokonać teraz dużego przeobrażenia. I będzie miał szansę wygrywać wybory. To tąpnięcie dało nam dużo do myślenia i scaliło naszą grupę - stwierdził Napieralski.
"Drugie płuco na prawicy"
Jacek Kurski, były członek Prawa i Sprawiedliwości obecnie członek ugrupowania Solidarna Polska, mówił natomiast o tym, dlaczego zdecydował się zmienić partię. - Zwątpiłem, (podczas kampanii) kiedy Jarosław Kaczyński zrezygnował z debaty z Donaldem Tuskiem. Byłem przekonany, że musi dojść do debaty, w której Kaczyński zmiecie Tuska. Byłem przerażony, że do niej nie doszło. Wtedy pomyślałem,że przegramy - wyznał Kurski.
Dodał, że teraz jest zadowolony z tego, że tworzy nową partię, czyli "drugie płuco na prawicy", bo - jak przekonywał - "Polsce potrzebna jest prawica, normalna, która żyje tym, co ludzie". - Potrzebne jest to, co mieści się w nazwie Solidarna Polska - mówił.
Zapewnił, że w kolejnych wyborach SP nie będzie walczyć o elektorat z Prawem i Sprawiedliwością. - Nie chcemy bazować na tym elektoracie. Chcemy odblokować tych, którzy nigdy na Kaczyńskiego nie oddadzą głosu. Tych, którzy mają poglądy prawicowe, ale nigdy nie zagłosują na takie przywództwo - powiedział Kurski.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24