- Newralgiczne miejsca nasmarował tłuszczem, ubrał piankę, czepek, okulary i skoczył - relacjonuje ze szwedzkiego brzegu start ekstremalnej przeprawy przez Bałtyk reporter TVN24. Wpław do Polski ruszył właśnie Remigiusz Gołębiowski. Do kraju ma dotrzeć w czwartkowe popołudnie.
Ostatni krok na lądzie za nim, przed nim dwie doby z głową w wodzie i 164 kilometry do przebycia wpław. Właśnie tyle dzieli Polskę od Szwecji i tyle ma zamiar przepłynąć Remigiusz Gołębiowski.
- Przygotowywał się dwa lata i właśnie wystartował. Czuć napięcie i ekscytację. Już się nie mógł doczekać. Remigiusz wskoczył do wody przed 18.00, przy akompaniamencie braw - mówi Tomasz Kanik, reporter TVN24, który towarzyszył ekstremalnemu pływakowi przez ostatnie chwile przygotowań na plaży w szwedzkim Loderup. Ostatnie Gołębiowskiego, a za razem pierwsze na świecie, bo żaden jeszcze śmiałek nie próbował przepłynąć Morza Bałtyckiego ze Szwecji do Polski.
48 godzin z głową w wodzie
Najważniejsze dla Gołębiowskiego jest utrzymanie ciepła. Pływaka chronić pięciocentymetrowa pianka i specjalne skarpetki. Dodatkowo Gołębiowski zapowiedział, że cały posmaruje się lanoliną. Tuż przed startem tłuszcz wsmarował w newralgiczne części ciała - kolana, pachwiny.
Razem z pływakiem wystartowała też specjalna ekipa, która w trakcie podróży przez Bałtyk będzie podawała mu żywność oraz pilnowała, żeby nie zasnął. Razem z nimi w podróż morzem rusza też ekipa TVN24.
Po co Gołębiewskiemu takie przedsięwzięcie? Nie tylko dla świadomości, że robi coś jako pierwszy na świecie, ale dlatego, że pływak chce zwrócić uwagę na bardzo dużą liczbę utonięć w Polsce. Jego zdaniem prawie 90. proc. Polaków nie potrafi pływać.
Autor: bieru/ja/kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24