- Nie do końca jesteśmy zadowoleni z wyroku. Ukarana została tylko siekiera, a ludzie, którzy odpowiadają za porwanie, są na wolności – stwierdził w „Kropce nad I” Włodzimierz Olewnik, ojciec zamordowanego Krzysztofa. Według jego pełnomocnika Wojciecha Brochwicza, w tej sprawie jest jeszcze wiele niewiadomych.
- Nasza gehenna trwała ponad 6 lat. Wiemy przynajmniej, kto naszego syna zamordował. Ale nie do końca jesteśmy zadowoleni, bo ukarana została tylko siekiera, chodzą na wolności ludzie, którzy brali udał w porwaniu. I nad nimi rozpostarty jest parasol ochronny – uważa Olewnik.
Pytany o radomskiego prokuratora Remigiusza Mindę, który prowadził sprawę porwania, Olewnik nie przebierał w słowach. – Podzielam zdanie posła Dziewulskiego, który nazwał go (w magazynie „24 godziny”, red.) bydlęciem – stwierdził. Według niego funkcjonariusze fałszowali bilingi, by wrobić jego córkę w porwanie jej brata. - Pisałem do Olejnika, do Ziobry w tej sprawie i do tej pory nie mam odpowiedzi na pytanie, kto sfałszował bilingi, by na moich oczach aresztować moją córkę – dodał.
"Ogromna ilość przedziwnych i niezrozumiałych błędów"
Według jego pełnomocnika śledztwo w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika było prowadzone skandalicznie. - Wszyscy funkcjonariusze, od szczebla rejonowego do najwyższego, popełniali ogromną ilość przedziwnych i niezrozumiałych błędów. Policjanci fałszowali bilingi. Zwlekano z przeprowadzaniem ekspertyz, nie zabezpieczono śladów, a ekspertyzę DNA przeprowadzono po dziewięciu miesiącach od ich odkrycia. Nie dokonano analizy bilingu połączeń ze sprawcami – wymieniał Brochwicz.
Jak dodał, gdy tylko postępowanie przeniesiono do olsztyńskiej prokuratury, tamtejsi śledczy w dwa miesiące odkryli sprawców porwania i znaleźli zabójców. - Można było to zrobić wcześniej, gdy Krzysztof jeszcze żył. Robiono wszystko, by odwrócić uwagę od sprawców i obciążyć rodzinę Olewnika – uważa prawnik.
"Samobójstwo? Nie chce mi się wierzyć"
Wtóruje mu Kazimierz Olejnik, były zastępca prokuratora generalnego. - W 2004 roku zapoznałem się z aktami oraz odbyłem wstrząsającą rozmowę z rodziną. Okazało się, że śledztwo prowadzono w sposób skandaliczny. Tak nieprofesjonalnie, że nie da się opisać – ocenił. Olejnik powołał specjalny zespół w tej sprawie, ale ten niewiele zdziałał. - Mówiono mi za każdym razem, że jest szansa, że Olewnik jeszcze żyje. Pytanie na podstawie jakich dowodów? One były bałamutne i prowadziły w ślepy zaułek. To trzeba zbadać - stwierdził.
Pytany o śmierć kolejnego członka gangu, który w więzieniu powiesił się na prześcieradle, Brochwicz stwierdził: - To byli zwyrodnialcy bez wysokich uczuć. Ten ostatni był bezwzględnym i twardym bandytą. Nie wierzę, że nagle wyrzuty sumienia doprowadziły go do tego, choć nie twierdzę też że ktoś mu pomógł. Nie wiem co o tym myśleć – dodał. Według niego do zakończenia sprawy i wyjaśnienia wszystkich wątpliwości wystarczyłby „jeden kompetentny prokurator z szerokimi uprawnieniami i długą listą osób do przesłuchania”.
"Sprawcy są objęci parasolem ochronnym"
- Gdybym wierzył w prokuratorów, podzielałbym zdanie Brochwicza. Ale dwóch dobrych prokuratorów prowadzących tę sprawę zostało odsuniętych, a zajmuje się tym jakiś chłopiec na posyłki, który mi ubliża i nie chce dochodzić prawdy – uważa Olewnik. - Przestępcy są na wolności, a on przechodzi wobec tego obojętnie i jeszcze mi daje burę. Jestem zbulwersowany prowadzeniem tego śledztwa – dodał.
Według niego za porwanie jego syna odpowiada wciąż nieznany „bardzo wpływowy człowiek”.- W tym udział biorą politycy, przewijają się przez sprawę. Też są objęci parasolem ochronnym. Nie mogę jednak publicznie powiedzieć, jacy – stwierdził ojciec Krzysztofa.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24