Długo to trwało, ale pytanie (które niedawno w świecie polityki i mediów wywołało burzę wokół wolności słowa) w końcu padło. Pytanie o ustawę reprywatyzacyjną dziennikarz Polskiej Agencji Prasowej zadał w końcu podczas wizyty premiera Donalda Tuska w Brukseli. Szef rządu najpierw zażartował: - Wiedziałem, że prędzej czy później, (...) nikt nigdzie nie będzie już więcej dzwonił i pytanie w związku z tym padnie. Później odpowiedział.
Dlaczego? Pytanie poznał wcześniej szef Kancelarii Premiera Tomasz Arabski i próbował skłonić dziennikarza do zmiany pytania. Gdy to mu się nie udało, wyciągnął komórkę i zadzwonił do szefa PAP Jerzego Paciorkowskiego, a ten do swojego podwładnego i zakazał mu zadawania pytania o ustawę reprywatyzacyjną. Reporter pytania nie zadał.
"Jak nie w Jerozolimie..."
Pytanie jednak w końcu padło. Dwa tygodnie później, podczas konferencji prasowej w Brukseli. Premierowi zadał je również dziennikarz PAP. - Wczoraj resort skarbu ogłosił, że w obecnej sytuacji ekonomicznej niemożliwe jest uchwalenie ustawy reprywatyzacyjnej. Według niektórych ekspertów takie stanowisko jest sprzeczne z zasadami demokratycznego państwa prawa. Poproszę o komentarz - zwrócił się do szefa rządu reporter.
Tusk na chwilę zamilkł, a na jego twarzy pojawiło się zatroskanie. Następnie, już z wesołą miną, odparł: - Ja wiedziałem, że prędzej czy później, jak nie w Tel-Awiwie, czy w Jerozolimie chyba była konferencja - poprawił się premier i kontynuował, - to w Madrycie, jak nie w Madrycie to w Brukseli. I że nikt, nigdzie nie będzie już więcej dzwonił, i że to pytanie w związku z tym padnie.
"Odpowiedzialność biorę na siebie"
- W dzisiejszej sytuacji na świecie, w Europie, w Polsce proponowanie dodatkowego wydatku idącego w dziesiątki miliardów złotych byłoby uczciwe wobec roszczących i bardzo nieuczciwe wobec wszystkich pozostałych polskich obywateli - tłumaczył.
Tusk zapewnił, że w sprzyjającym okresie rząd przekaże projekt ustawy Sejmowi.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24