Po kilkunastogodzinnej podróży pociągiem, pielgrzymka rodzin katyńskich wróciła do Warszawy. Uczestniczyła ona w uroczystości z udziałem prezydentów Polski i Rosji w Katyniu w 71. rocznicę zbrodni katyńskiej.
- W tej pielgrzymce najważniejszą sprawą było to, by nie zapomnieć o Katyniu sprzed 71 lat. I to się udało - powiedział Józef Borgowiec, syn zamordowanego przez NKWD oficera Wojska Polskiego. Jego słowa zgodnie potwierdzali pod koniec podróży inni jej uczestnicy. Podkreślali, że tegoroczna pielgrzymka i uroczystości z udziałem prezydentów Polski i Rosji - Bronisława Komorowskiego oraz Dmitrija Miedwiediewa - były dopełnieniem pielgrzymki ubiegłorocznej, przerwanej katastrofą samolotu w Smoleńsku.
Pociąg z pielgrzymami przyjechał do Warszawy punktualnie o godz. 13.30. Podróż, w której uczestniczyło ponad 220 krewnych ofiar zbrodni katyńskiej oraz żołnierze Wojska Polskiego, przebiegła bez zakłóceń.
Na miejscu katastrofy
To była dla mnie niezapomniana chwila, bo byłam tam pierwszy raz. Łza mi się w oku zakręciła, bo zdałam sobie sprawę, że stoję w Katyniu przy tabliczce z nazwiskiem mojego pradziadka, który tam zginął, a w dodatku obok mnie stał mój dziadek. To było bardzo wzruszające. Uczestniczka pielgrzymki
Uroczystości w Lesie Katyńskim i związana z nimi pielgrzymka rodzin katyńskich były na miarę 70. i 71. rocznicy zbrodni katyńskiej, bo były dopełnieniem ubiegłorocznej pielgrzymki, przerwanej tragiczną śmiercią delegacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego w katastrofie lotniczej. sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Krzysztof Kunert
Przed uroczystościami w Lesie Katyńskim krewni ofiar zbrodni katyńskiej byli na miejscu katastrofy Tu-154M - zarówno przy kamieniu upamiętniającym śmierć prezydenckiej delegacji, gdzie złożyli kwiaty, jak i przy złamanej brzozie, w którą uderzył samolot.
Wśród pielgrzymów byli także ci, którzy przed rokiem czekali na przyjazd prezydenta Kaczyńskiego i jego delegacji na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu. Wspominali chwile, gdy dowiedzieli się o katastrofie samolotu, a potem po modlitwach i krótkiej mszy św. odprawionej przez proboszcza parafii katolickiej w Smoleńsku o. Ptolemeusza, wracali do Warszawy.
Krewni ofiar Katynia mieli okazję także zwiedzić sobór w Smoleńsku, a następnie po krótkiej przerwie przyjrzeć się stacji kolejowej Gniezdowo, gdzie wiosną 1940 r. NKWD przywoziło transporty polskich jeńców z obozu w Kozielsku, by ich następnie przewieźć i rozstrzelać nad dołami śmierci w Lesie Katyńskim.
Przy grobach bliskich
Tuż przed przyjazdem prezydentów Polski i Rosji rodziny katyńskie odwiedziły groby swoich najbliższych. Przy tabliczkach z nazwiskami pomordowanych strzałem w tył głowy ojców, dziadków, a nawet pradziadków zapalali znicze, kładli kwiaty i zawieszali biało-czerwone kokardy lub proporczyki.
- To była dla mnie niezapomniana chwila, bo byłam tam pierwszy raz. Łza mi się w oku zakręciła, bo zdałam sobie sprawę, że stoję w Katyniu przy tabliczce z nazwiskiem mojego pradziadka, który tam zginął, a w dodatku obok mnie stał mój dziadek. To było bardzo wzruszające - powiedziała jedna z najmłodszych wśród pielgrzymujących krewnych ofiar NKWD Anna Dachowska, prawnuczka oficera rezerwy Władysława Dachowskiego.
Spóźnieni prezydenci
Pielgrzymi następnie zebrali się na polskiej części cmentarza, gdzie oczekiwali na przyjazd prezydentów Komorowskiego i Miedwiediewa. Jak mówili, był to jedyny mankament organizacyjny pielgrzymki, ponieważ przybycie prezydentów znacznie się przedłużało, o czym nie zostali poinformowani.
Z tego powodu - jak twierdzi wielu z nich - nie zwiedzali całego kompleksu memorialnego "Katyń". Z powodu opóźnień nie odbyło się także spotkanie prezydenta Komorowskiego z rodzinami katyńskimi po uroczystościach podczas kolacji w jednej ze smoleńskich restauracji. Część z nich przyjęła to z niezadowoleniem, a część uznała, że to jest całkowicie zrozumiałe. - Wiadomo, że jak się spotykają prezydenci, to mają sobie do pogadania - powiedział jeden z pielgrzymów Sylwester Michalak, którego ojciec - przedwojenny nauczyciel i oficer rezerwy - zginął w Katyniu.
- Uroczystości w Lesie Katyńskim i związana z nimi pielgrzymka rodzin katyńskich były na miarę 70. i 71. rocznicy zbrodni katyńskiej, bo były dopełnieniem ubiegłorocznej pielgrzymki, przerwanej tragiczną śmiercią delegacji prezydenta Lecha Kaczyńskiego w katastrofie lotniczej - ocenił sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Krzysztof Kunert. Rada była organizatorem pielgrzymki rodzin katyńskich.
Bezprecedensowy fakt
Za fakt bezprecedensowy - jego zdaniem - należy uznać spotkanie przy grobach polskich oficerów prezydentów Polski i Rosji. - Dmitrij Miedwiediew skłonił głowę w jednym z najświętszych miejsc dla historii Polski - podkreślił Kunert. Wspomniał też przemówienie prezydenta Komorowskiego, które uznał za "godne i stanowcze". - W tym przemówieniu prezydent nawiązał do postaci jego poprzednika, śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego i zacytował bardzo ważne słowa z jego wystąpienia, które miał wygłosić 10 kwietnia 2010 r. w Katyniu - przypomniał Kunert.
Wrażenie zrobiło na nim także przemówienie prezes Federacji Rodzin Katyńskich Izabelli Sariusz-Skąpskiej. - Bardzo pięknie przypomniała postać Andrzeja Przewoźnika (zginął w katastrofie w Smoleńsku, był sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa), którego niepodważalną zasługą są i będą już na zawsze cmentarze katyńskie w Katyniu, Miednoje i Charkowie oraz cmentarz Orląt we Lwowie - podkreślił Kunert.
Źródło: PAP, lex.pl