Prezydent ma niestety tę niedobrą cechę człowieka życia publicznego, że zapala się w każdej sytuacji i traci jakikolwiek umiar. I zapomniał chyba, gdzie jest. - ocenił w "Faktach po Faktach" historyk profesor Tomasz Nałęcz. Profesor Andrzej Rychard, socjolog, uznał, że podczas wystąpienia Andrzeja Dudy "było sporo emocji, nad którymi prezydent nie potrafił zapanować".
Prezydent wraz z małżonką Agatą Kornhauser-Dudą wziął w sobotę udział w uroczystości rozpoczęcia roku szkolnego w III Liceum Ogólnokształcącym im. Marynarki Wojennej RP w Gdyni. W swoim wystąpieniu nawiązał do trwającej przed budynkiem szkoły pikiety środowisk opozycyjnych dotyczącej zmian w sądownictwie.
Ze strony protestujących do sali dobiegały dźwięki syren oraz okrzyki, między innymi "konstytucja".
Wcześniej prezydent przypomniał, że sobotnie uroczystości odbywają się w Gdyni, którą "zbudowała II Rzeczpospolita" i która "walczyła przeciwko komunistom w 1970 roku".
- I wierzę w to głęboko, że większość mieszkańców Gdyni jest oburzona, że do dzisiaj w Sądzie Najwyższym orzekają ludzie, którzy w stanie wojennym wydawali wyroki na podziemie, są i to zostało udowodnione. Wierzę w to, proszę państwa, że będziemy mieli silną, wolną i sprawiedliwą Polskę, silną, wolną i sprawiedliwą, wolną od komunistów i postkomunistów - oświadczył.
"Prezydent postanowił urządzić pewien pokaz"
- Jestem nauczycielem, więc tym bardziej byłem zszokowany - przyznał w "Faktach po Faktach" prof. Tomasz Nałęcz, historyk i były doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Zauważył, że "dowodem tego, jak bardzo szokujące było zachowanie" prezydenta Dudy było to, w jaki sposób reagowała jego żona. - Po każdym jej ruchu było widać, że widzi niestosowność tej sytuacji, bo to było bardzo niestosowne - powiedział.
- Prezydent ma niestety tę niedobrą cechę człowieka życia publicznego: zapala się w każdej sytuacji i traci jakikolwiek umiar i zapomniał chyba, gdzie jest. Żeby młodzież w takiej sytuacji sensowniej się wypowiadała w komentarzach niż prezydent Rzeczypospolitej - dodał historyk. Jego zdaniem jedynie co można zrobić, to okazać Dudzie odrobinę miłosierdzia, spuścić na tę sytuację kurtynę milczenia "i życzyć prezydentowi, żeby już takich rzeczy więcej nie robił".
Zdaniem Nałęcza, "prezydent postanowił urządzić pewien pokaz, spektakl, jakim jest wojownikiem, jak potrafi się uporać" z demonstrującymi na zewnątrz ludźmi. - W relacjach z młodzieżą trzeba być przede wszystkim wychowawcą. Był antywychowacą - powiedział.
"Prezydent powinien jednak mieć trochę więcej wyczucia historycznego"
Profesor Andrzej Rychard, socjolog, dyrektor Instytutu Filozofii i Socjologii PAN uznał, że podczas prezydenckiego wystąpienia "było sporo emocji, nad którymi prezydent nie potrafił zapanować". - Stąd to - powiedzmy sobie wprost - takie delikatne pociąganie za rękaw prezydenta przez panią prezydentową, żeby jednak może zgasił te emocje - tłumaczył.
Rychard stwierdził, że emocje w prezydencie narastały. Przypomniał, że w piątek była odprawiona msza św. w Bazylice św. Brygidy, po której Duda przemawiał, a w tym czasie były prezydent Lech Wałęsa opuścił świątynię.
- Czy Lech Wałęsa dobrze zrobił, że wyszedł? A może trzeba się zapytać, czy dobrze zrobił, że przyszedł? Być może (Wałęsa - red.) przyszedł, żeby wyjść - zastanawiał się socjolog.
- Prezydent Lech Wałęsa - moim zdaniem - zrobił to, co trafnie określił Henryk Wujec: dał sygnał, gdzie są rzeczywiste wartości. Nie może być tak, że przez dwa dni słyszymy z ust przedstawicieli rządu i najwyższych władz Polski wołania o pojednanie, wołanie o zgodę, mówienie o tym, że Polska nie powinna już nigdy dać się podzielić i rozerwać, a jednocześnie niemal w każdej z tych uroczystości widzimy właśnie przez tę samą władzę wprowadzany podział - zauważył socjolog. Jako przykład podał m.in. pomijanie roli Lecha Wałęsy czy "mówienie o tym, ze ta nasza rewolucja była bezkrwawa, ale kosztowna".
- Ciekaw jestem jakie byłyby koszty, gdyby ona była krwawa. Prezydent powinien jednak mieć trochę więcej wyczucia historycznego, a nie wygłaszać tak ahistorycznego przemówienia, w którym całkowicie abstrahuje się od tego, że rok 1989 to jest czas, kiedy w Polsce stoją wojska sowieckie - ocenił prof. Rychard.
Zdaniem Rycharda ostatnie wypowiedzi premiera i prezydenta "nie budują obrazu wspólnoty, do której pan premier Morawiecki też zachęca. - Zachęca, żebyśmy poszli wszyscy w jednym marszu - przypomniał. - Z kim? Z ONR-em? Niech pan premier zrobi najpierw tak, żeby ten marsz nie był pod egidą ONR-u - stwierdził.
- Nie wypada, żeby prezydent Rzeczypospolitej wykazywał się taką ignorancją - ocenił prof. Nałęcz, komentując przemowy prezydenta w gdyńskim liceum i w gdańskiej bazylice.
Autor: tmw//kg / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24