Od sporów o debatę nt. tarczy antyrakietowej rozpoczęło środowe posiedzenie Sejmu. Domagali się jej posłowie lewicy, ale marszałek powiedział twardo "nie". I w zmian zaproponował szefom klubów spotkanie z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim.
- Sejm jest miejscem debaty, ale należy się zastanowić, czy nie będzie ona szkodzić w momencie, kiedy toczą się negocjacje. Parlament nie może stać się narzędziem nacisku na polski rząd – przekonywał marszałek Bronisław Komorowski posłów klubu Lewica, którzy grzmieli z sejmowej mównicy, że debata Polakom się należy.
Argumenty marszałka nie przekonały polityków lewicy. - Nie ma nic ważniejszego na przedostatnim posiedzeniu Sejmu przed wakacjami niż debata o tarczy antyrakietowej. Ten temat interesuje miliony Polaków. Rząd powinien poinformować o zagrożeniach i szansach związanych z instalacją tarczy – przekonywał poseł Tadeusz Iwiński. – Dlatego nie rezygnujemy z naszego wniosku o przeprowadzenie debaty – dodał.
Marszałek Sejmu poinformował posłów, że zamiast debaty proponuje im spotkanie z ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim. Ma się ono odbyć w czwartek o godzinie 11. – Zgadzam się z tym, że im więcej informacji tym lepiej, dlatego zaprosiłem ministra Sikorskiego – podkreślił Komorowski.
Swoje trzy grosze do sejmowej przepychanki na początku posiedzenia wrzucili też posłowie PiS. Najpierw Bolesław Piecha zażądał w imieniu swojego klubu debaty o sytuacji w służbie zdrowia. Chwilę potem Andrzej Dera, wymachując gazetą, grzmiał z sejmowej mównicy o nagonce na PiS i prezydenta (chodziło o publikację "Dziennika" nt. ściąg dla polityków PO z wytycznymi, jak krytykować opozycję i Lecha Kaczyńskiego).
- Chyba nie przyszedł pan tu robić przeglądu prasy – przywoływał do porządku posła PiS marszałek Sejmu.
PiS-u i Lewicy boje o przerwę
Po kilkunastu minutach przerwy w obradach, podczas której zwołano Konwent Seniorów ws. wniosku klubu Lewica, obrady wznowiono. Marszałek Sejmu podtrzymał swoją wcześniejszą decyzję: debaty ws. tarczy antyrakietowej nie będzie, bo zaszkodziłaby negocjacjom.
Po oświadczeniu marszałka znów doszło do przepychanek między nim a opozycją. Nie pomogło upominanie Komorowskiego, że Sejm zmarnował ponad godzinę na utarczki.
Posłanka PiS Joanna Kluzik-Rostkowska zażądała w imieniu swojego klubu kolejnej przerwy w obradach. Jak tłumaczyła, wszystko po to, by punkt dotyczący zmian w kodeksie pracy był rozpatrywany w czasie, gdy posiedzenie transmituje telewizja. Potem półgodzinnej przerwy zażądał klub Lewica.
A prawa Lewicy do przerwy postanowił bronić poseł PiS Zbigniew Girzyński. - Panie pośle na litość Boga – przywoływał go do porządku marszałek. – Proszę się nie denerwować, będzie krótko – zapewnił Girzyński. - Nie jestem reprezentantem klubu Lewica, ale jeśli jest wniosek klubu o przerwę, to należy go respektować – przekonywał.
Jednak koalicja odrzuciła wnioski opozycji o przerwę i posłowie zaczęli już pracować normalnie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24