Reporterzy "Prosto z Polski" próbowali znaleźć odpowiedź, czy można było zapobiec tragedii trójki dzieci najprawdopodobniej gwałconych przez ojca alkoholika i jego kompanów? Specjaliści mówią wprost: dzieci są w stanie "śmierci psychicznej". Wciąż brakuje odpowiedzi, dlaczego prokuratura w Kartuzach nie chciała zająć się sprawą. Urzędnicy bezradnie rozkładają ręce, a sąsiedzi nie chcą o tym rozmawiać. A dzieci? Ciągle potrzebują pomocy.
Troje dzieci, gwałconych przez ojca alkoholika i jego kompanów, po wyrządzonej im krzywdzie potrzebują stałego kontaktu z terapeutami i kochającej, prawdziwej rodziny. Specjaliści, którzy badali rodzeństwo uznali, że dzieci poddawane były przemocy seksualnej i są bliskie "śmierci psychicznej". Dlaczego taka opinia nie wystarczyła by wszcząć śledztwo? Wciąż brakuje odpowiedzi dlaczego prokuratura w Kartuzach nie chciała zająć się sprawą.
Czy prokuratura naprawi własne błędy?
Sprawą gwałconych dzieci zajmuje się teraz Prokuratura Okręgowa w Gdańsku, pod nadzorem Prokuratury Krajowej. Ale wciąż niewiele o niej wiadomo. - Śledztwo jest kontynuowane, będą podejmowane decyzje o dalszych czynnościach. Więcej szczegółów nie mogę podać. Staramy się, aby postępowanie trwało jak najkrócej - mówi Marzanna Szkulimowska z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
Co wiemy?
Codzienne życie rodziny z niewielkiej wsi w gminie Przodkowo koło Kartuz, zdominował alkoholizm ojca i nieleczona choroba psychiczna matki. W patologicznej rodzinie było pięcioro dzieci. Dzieci w wieku 7, 5 i 2 lata były prawdopodobnie gwałcone przez rodziców, a nawet ich znajomych. Troje młodszych - ofiary przemocy seksualnej - rok temu trafiło do rodziny zastępczej. Dopiero tam zaczęły mówić o tym co przeżyły w domu. Dwaj chłopcy w wieku 15 i 14 lat wciąż są pod opieką rodziców. - Liczę, że teraz sąd podejmie stosowne decyzje. Czas ma tutaj znaczenie zarówno jeżeli chodzi o młodsze, jak i starsze dzieci - mówi Gabriela Gołata dyrektor z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Dziś dom stoi pusty, a sąsiedzi nie chcą na temat rodziny nic mówić. - Ja będę się narażał… pan wie, jak jest - mówi jeden z sąsiadów.
Dlaczego nie było reakcji?
- Środowisko naturalne dla dziecka jest zawsze tym najlepszym. Takie jest przynajmniej założenie. My, wykonując swą pracę dążymy do tego, by jak najmniej było takich sytuacji, że dzieci się zabiera z ich środowiska - mówi Henryk Krefta, kurator Sądu Rodzinnego Kartuzach.
Dzieci trafiły do rodziny zastępczej po tym jak w jednej z policyjnych notatek pojawił się sygnał, że dzieci mogą być gwałcone. - W jednej z notatek policyjnych przewinęła się informacja, że jest takie podejrzenie i myślę, że to było ostatnim elementem, który zadecydował, że dzieci trzeba zabrać - mówi Gabriela Gołata.
Dzieci potrzebują pomocy
Dzieci zostały odebrane biologicznym rodzicom i trafiły do rodziny zastępczej. Wtedy rodzice zastępczy zauważyli jednak poważne nieprawidłowości w zachowaniu dzieci. - Już w październiku mieliśmy opinię psychologów, która nami wstrząsnęła. Niestety nie mamy w Kartuzach specjalistów, którzy mogliby zająć się tak poważnymi przypadkami skrzywdzenia dzieci. Zaczęliśmy szukać pomocy w ośrodkach w Gdyni i w Gdańsku. Było trudno, ponieważ tamtejsze ośrodki są przeznaczone dla mieszkańców Trójmiasta - mówi Gabriela Gołata.
eko/el
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24