- Instytut Pamięci Narodowej jest jednym z elementów układu: z jednej strony IPN, a z drugiej PiS - uważa Jarosław Kurski z "Gazety Wyborczej". Podczas debaty o książce nt. Wałęsy zarzucił on autorom, że publikacja IPN powstała na zamówienie polityczne. Polityczny kontekst książki podkreślili też historycy, Norman Davies i Andrzej Friszke. - Jakie są na to dowody? - bronił autorów książki Paweł Lisicki z "Rzeczpospolitej".
W poniedziałek ukaże się, wydana przez IPN, książka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Główne tezy książki mówią o tym, że w początkach lat 70. Wałęsa był agentem SB o kryptonimie "Bolek", a potem niszczył dokumenty na ten temat. Wałęsa zaprzecza, przez kraj przetacza się publiczna dyskusja o książce, a świat się dziwi, że Polacy niszczą uznany autorytet.
W debacie TVN24 poświęconej książce o Wałęsie, wzięli udział historycy: Norman Davies, Andrzej Friszke i Andrzej Nowak oraz publicyści: Jarosław Kurski z "Gazety Wyborczej" i Paweł Lisicki z "Rzeczpospolitej".
Kurski: To zła książka
W opinii Jarosława Kurskiego z „Gazety Wyborczej” jest to "zła książka". Jak wyjaśnił, autorzy stawiają Wałęsie zarzut współpracy z SB, a nie zauważają "ile trzeba było heroizmu, żeby się z tego uwikłania uwolnić i poprowadzić robotników do strajku". - Książka jest pisana z fałszywych i nieuczciwych pozycji. Specjalnie koncentruje się na tym okresie (początku lat 70.). To tak jakby o Kmicicu pisać tylko, że spalił Wołmontowicze - mówił Kurski. Zapowiedział też, że "Gazeta Wyborcza" będzie publikować krytyczne recenzje książki Cenckiewicza i Gontarczyka, by wykazać błędy w ich warsztacie.
Według Kurskiego, powinny się ukazywać różne książki, przedstawiające różne punkty widzenia, ale "nie pod egidą instytucji państwowej i za publiczne pieniądze". - Autorzy powinni tę książkę wydać, ale za własne pieniądze - dodał.
"Książka IPN - elementem układu"
- Zła książka świadczy o Instytucie Pamięci Narodowej, który ją wydał - stwierdził Jarosław Kurski. Według niego, IPN jest jednym z elementów "układu". - Ta publikacja powstała na ewidentne zamówienie polityczne, nie wzięła się znikąd - mówił.
Jak podkreślił, zarówno Jarosław, jak i Lech Kaczyński mają obecnie satysfakcję z tego, że taka książka się ukazała. – Prezydent publicznie stwierdził, że Lech Wałęsa był "Bolkiem" - przypomniał.
Jak powiedział, Lech Kaczyński mówiąc, że Wałęsa jest "Bolkiem" podważa orzeczenie sądu. - Oto jest zwycięstwo bezpieki zza grobu – dodał.
Z tezą o politycznym kontekście tej książki zgadza się Andrzej Friszke. - Fakt, że autorzy książki wykorzystali w niej artykuły takich publicystów jak Piotr Semka czy Bronisław Wildstein świadczy o jej politycznym kontekście - ocenił.
Opinię o politycznym kontekście wydania książki zdecydowanie odpierał Paweł Lisicki. - Oczekujemy dowodów na to, że ta książka była na zamówienie polityczne braci Kaczyńskich - powiedział.
Friszke: Te dokumenty nie dają odpowiedzi
Książkę IPN krytykuje też prof. Andrzej Friszke. - Te dokumenty nie pozwalają na tak proste odpowiedzi, bo opisane w tej publikacji sprawy są zawiłe i zagmatwane - ocenił. Friszke stwierdził, że o kontaktach Wałęsy z bezpieką wiadomo tylko, że został zarejestrowany i odbyło się kilkanaście spotkań. - Z części tych spotkań zostały sporządzone raporty, ale większości z nich nie ma, bo zaginęły lub zostały zniszczone - mówił. Ale to - zdaniem prof. Friszke - nie wskazuje, że Lech Wałęsa musiał być tajnym współpracownikiem, a nawet jeśli był - to nie musiał o tym wiedzieć. - Taktyka bezpieki polegała na tym, by wciągać w swoje sidła – to jest taka gra i w jej ramach mogło nastąpić uwikłanie - wyjaśnił Friszke.
Jak dodał, jako historyk ma "ogromny żal do autorów", że nie próbują rozstrzygnąć szczegółów okoliczności ewentualnego pozyskania Wałęsy. - Bezpieka miała donos w grudniu 1970 r., że może on odpowiadać za śmierć milicjantów, mogli mu grozić więzieniem – zauważył. Historyk pytał też dlaczego nie porozmawiano na ten temat z samym Lechem Wałęsą.
Norman Davies: Polacy niszczą autorytet
Oceniając publikację IPN, Norman Davies stwierdził, że sam - jako historyk - nie próbowałby przygotowywać żadnej pracy na ten temat, "bo jest za wcześnie i kontekst polityczny nie jest odpowiedni". Podał też przykład Wielkiej Brytanii, gdzie żaden tajny dokument państwowy nie może być wydany przed upływem 30 lat, dokument prywatny - przed upływem 50 lat, a dokumenty dotyczące monarchy – przed upływem 100 lat.
- Natomiast w krajach byłego bloku sowieckiego takie dokumenty są dostępne - powiedział. - Ale to jest nie do pomyślenia, że instytut państwowy wystąpił z dokumentami o byłej głowie państwa - podkreślił historyk. Jak uzasadnił, dokumenty bezpieki to jest tylko fragment archiwów tamtych czasów. - Jeśli wszystko byłoby otwarte – to co innego - dodał. - Dokumenty z IPN są trochę podejrzane, bo one są przedstawione w interesie służby bezpieczeństwa, a nie obywateli - argumentował. Davies zauważył też, że w publikacjach tego typu używa się języka bezpieki. – Mówi się o współpracownikach, a większość z tych ludzi była ofiarami - podkreślił.
W opinii Daviesa, spór dotyczący przeszłości Wałęsy jest bardzo szkodliwy, nie dla byłego prezydenta, ale to "obniża prestiż "Solidarności" i jej zwycięstwa na całym świecie". - Na świecie znane są tylko dwa nazwiska – Lech Wałęsa i Jan Paweł II. Polacy szkodzą swojemu miejscu na świecie.
"Raporty Wałęsy szkodziły"
Odmiennego zdania od poprzedników jest prof. Andrzej Nowak. Jego zdaniem opublikowana przez IPN książka zbliża do prawdy. - Materiały przedstawione w książce dają obraz niekompletny: kilkunastu materiałów nie ma, bo zostały zabrane przez Wałęsę w sposób bezprawny na początku lat 90. i nie zwrócone - podkreślił.
Jak dodał, dokumenty, które pozostały "mogą być "fałszywkami", ale nic na to nie wskazuje". - Ważnym elementem jest treść tych raportów – one szkodziły. Są tam informacje, które zaszkodziły kilku osobom – np. Józef Szyler musiał wyjechać z Gdańska - powiedział. - Tym osobom (niektórzy już nie żyją) należało się ze strony Wałęsy przepraszam - podkreślił historyk.
Według Nowaka, słowa samego Wałęsy są najbardziej obciążające dla niego samego, bo wielokrotnie zmieniał wersje dotyczące swoich kontaktów z bezpieką.
"To potrzebna książka"
Z wydania książki Cenckiewicza i Gontarczyka zadowolenia nie kryje Paweł Lisicki z "Rzeczpospolitej". - Do tej pory ukazywały się tylko książki hagiograficzne o Wałęsie, a opinia publiczna powinna dowiedzieć się jak było naprawdę - mówił. W jego ocenie, autorzy książki przeprowadzili logiczny wywód, po przeczytaniu którego nie można mieć wątpliwości, że "Lech Wałęsa bezprawnie otrzymał dokumenty dotyczące swoich kontaktów z SB, a następnie je zdekompletował". - Lech Wałęsa nie potrafi sobie poradzić z wytłumaczeniem tego - dodał.
- To bardzo dobrze, że ta książka o Wałęsie się ukazała. Taka debata jest nam potrzebna - mówił Lisicki.
Źródło: TVN24, Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24