Przed Sądem Okręgowym w Katowicach zakończyła się piąta rozprawa w procesie Katarzyny W. oskarżonej o zabicie swej półrocznej córki Magdy. Sąd przesłuchał sześcioro świadków. Wśród nich była mieszkanka Sosnowca, która utrzymuje, że przed zgłoszeniem zaginięcia dziecka dwukrotnie widziała Katarzynę W. w miejscu, gdzie później znaleziono zwłoki Magdy. Obrona kwestionuje jednak jej wiarygodność.
Jako pierwsza w czasie dziesjeszej rozprawy zeznawała Żaneta N. - to ona znalazła leżącą na chodniku Katarzynę W. Jak mówiła świadek, znalazła ją leżącą twarzą do ziemi, w pozycji "jakby spadła z 10. piętra". Żaneta N. i dwaj młodzi mężczyźni przechodzący obok próbowali jej pomóc, zadzwonili na pogotowie.
- Kiedy przyjechało pogotowie, Katarzyna doznała olśnienia. Nagle uklękła, położyła ręce na wózku i powiedziała "Gdzie jest moja Madzia? Ukradli Madzię" - zeznała Żaneta N. - Katarzyna W. opowiadała wówczas, że została napadnięta, ale nie wie przez kogo. Później na miejsce przyszła matka Katarzyny W. i jej mąż Bartek, który wyglądał na wstrząśniętego - dodała.
Jeden z młodych mężczyzn, którzy razem z Żanetą N. znaleźli Katarzynę W., zeznał, że próbował wybudzić leżącą, mówił do niej, ale nie przynosiło to rezultatu. Na początku nie dawała żadnego znaku życia, po chwili, gdy zadzwoniliśmy po karetkę, zaczęła się budzić - powiedział.
Po odzyskaniu świadomości usiadła, zaczęła płakać, że nie ma dziecka. - Mówiła to, siedząc na ziemi, jeszcze chyba nawet nie zajrzała do wózka - powiedział świadek.
"Odpowiadała, że sprzedaje swoje własne życie"
Z relacji pozostałych świadków wynika również, że Katarzyna W. wielokrotnie twierdziła, że jej córeczka zginęła w wyniku wypadku. Tak zeznała Natalia P., która przyjaźniła się z oskarżoną. Już po śmierci Magdy odwiedzała ją w szpitalu. Wielokrotnie rozmawiały na temat urodzenia i wychowania dziecka. Wielokrotnie powracał temat śmierci Magdy.
W. mówiła koleżance, że córka wyślizgnęła jej się i uderzyła o próg. Dziecko przestało oddychać, a główka była bezwładna. - Patrząc mi w oczy, powiedziała, że to był wypadek i że córka wypadła jej w rąk - powiedziała przed sądem Natalia P.
Podczas jednego ze spotkań Katarzyna W. miała też powiedzieć przyjaciółce, że prokuratura nigdy nie dojdzie do prawdy i że gdyby miała przeciwko niej dowody, to już byłaby w więzieniu. Podtrzymała zarazem twierdzenie, że był to wypadek.
Podczas spotkania z przyjaciółką w Krakowie Katarzyna W. umówiła się w jednym z lokali na spotkanie z dziennikarzem, obok z samochodu ktoś robił zdjęcia. - Pytałam, jak może sprzedawać śmierć dziecka. Odpowiadała, że sprzedaje swoje własne życie - zeznała Natalia P.
"Wyczuwałam intuicyjnie, że kobieta chce zrobić coś z dzieckiem"
Podczas przesłuchania ostatniego świadka, sąd usłyszał także, że zeznająca mieszkanka Sosnowca przed zgłoszeniem zaginięcia dziecka dwukrotnie widziała Katarzynę W. w miejscu, gdzie później znaleziono zwłoki dziecka. Raz miała tam być z matką i bratem.
Relacja Jadwigi J. była bardzo szczegółowa. Rozpoczęła od informacji, że codziennie dla utrzymania kondycji wybiera się na długie spacery. Podczas jednego z nich, 9 stycznia ub. roku, w pobliżu miejsca, gdzie później znaleziono ciało małej Magdy, zauważyła trzy głośno zachowujące się osoby. Wówczas sądziła, że przy zrujnowanym budynku kolejowym trwają jakieś prace.
Dziś jest przekonana, że wśród napotkanych wtedy osób była Katarzyna W. W pobliżu - według świadka - stał jasny dziecięcy wózek. Kiedy wróciła w to miejsce, zauważyła świeżo wykopany dół, głęboki na pół metra, ślady po wózku, szpadel i śmieci. - Jezus Maria, czy te pierońskie meliniarze mieli zakopać tu dziecko? - miała wtedy pomyśleć.
20 stycznia w tej samej okolicy Jadwiga J. miała ponownie zauważyć najpierw samotnie stojący wózek, a po chwili Katarzynę W., która zachowywała się, jakby czegoś szukała. Widać było bardzo duże zdenerwowanie, agresję, ale i zakłopotanie, że została zauważona. Później Jadwiga J. - jak relacjonowała - obserwowała kobietę i odniosła wrażenie, jakby ta coś przenosiła.
Zwróciła uwagę, że tego dnia była bardzo brzydka pogoda. Nikt nie wychodzi w taką pogodę na spacer z dzieckiem - oceniła. - Wyczuwałam intuicyjnie, że kobieta chce zrobić coś z dzieckiem - zeznała. Po powrocie do domu swoimi obserwacjami podzieliła się z wnuczkiem. Ten, jak mówiła, ją wyśmiał.
Następnego dnia kobieta wróciła w to samo miejsce. Zauważyła, że wcześniej wykopany dół był nienaruszony, ale obok była inna, zasypana już dziura, w kształcie kwadratu. Jadwiga J. wyraziła przekonanie, że dziecko zostało zakopane już 20 stycznia.
Wiarygodny świadek?
W zeznaniach tego świadka pojawiło się wiele sprzeczności z pozostałym materiałem dowodowym. Nie zgadza się dzień śmierci dziecka, według ustaleń śledztwa doszło do tego 24 stycznia. Nie zgadza się kolor wózka, który widziała kobieta - zupełnie inny jest w dokumentacji zdjęciowej dołączonej do akt. Jadwiga J. twierdzi, że na pogrzebie Magdy widziała wszystkie trzy osoby, które robiły coś przy budynku kolejowym, także Katarzynę W. Tymczasem oskarżonej nie było na uroczystościach pogrzebowych dziecka.
Jadwiga J. najpierw przesłała policji anonim, w którym wskazywała, że to matka stoi za zaginięciem dziecka. Później sama zgłosiła się do prokuratury i została przesłuchana.
Oskarżenie mimo to uważa kobietę za wiarygodnego świadka. - Biegły psycholog w toku postępowania dokonał badania pani Jadwigi J. i zgodnie z jego opinią pani odtwarza dokładnie wszystkie spostrzeżenia, ma zdolność zapamiętywania (...), jednakże ostrożnie należy podchodzić do części jej zeznań w kwestii rozpoznań, gdyż może tu podlegać sugestiom - powiedział po rozprawie prokurator Zbigniew Grześkowiak.
Dodał, że wymieniane przez kobietę szczegóły dotyczące miejsca ukrycia zwłok potwierdził eksperyment procesowy, a z opinii meteorologów wynika, że zgadza się także opisywana przez nią pogoda w poszczególnych dniach. - Świadek na pewno jest wiarygodny co do tego, że mówi to, co widział - powiedział prokurator, zaznaczając, że zeznania świadka wskazują na obecność oskarżonej w miejscu ukrycia zwłok przed śmiercią Magdy, choć tego nie rozstrzygają.
Prokurator przyznał, że zeznania na temat obecności w tym miejscu także brata i matki Katarzyny W. jest nową informacją w postępowaniu. Zwrócił uwagę, że nie musi to niczego oznaczać. Wszystkie dowody wskazują, że Katarzyna W. działała sama - podkreślił.
Obrońca oskarżonej mec. Arkadiusz Ludwiczek, który podczas przesłuchania Jadwigi J. uśmiechał się, zapewnił dziennikarzy po rozprawie, że do każdych zeznań podchodzi bardzo poważnie, także i tych złożonych przez tego świadka. Przyznał, że kobieta ma dobrą pamięć do szczegółów.
- Co do wiarygodności (...), mogę tylko powiedzieć, że niech o tym, jak bardzo wiarygodny jest ten dowód, świadczy to, że świadek rozpoznał moją klientkę na pogrzebie. Wnioski sobie państwo sami wyciągnięcia - podkreślił.
Kolejnymi świadkami bliscy
Następna rozprawa 7 maja. Wśród wezwanych na ten termin świadków są bliscy oskarżonej.
Sprawa zaczęła się 24 stycznia 2012 r., gdy policja przekazała mediom informację o zaginięciu dziewczynki z Sosnowca. Początkowo matka twierdziła, że dziecko zostało porwane z wózka. Później przyznała się do ukrycia ciała. Jak twierdzi, niemowlę zginęło w wypadku.
Zdaniem prokuratury kobieta udusiła swoją córkę, a plan zabójstwa przygotowywała co najmniej od 19 stycznia, wcześniej próbując zatruć córkę tlenkiem węgla. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że mimo to niemowlę przeżyło, miała dusić je przez kilka minut. Na początku lutego ub. roku ciało dziecka znaleziono w zrujnowanym budynku w parku przy torach kolejowych w Sosnowcu.
23-letnia Katarzyna W. oświadczyła na początku procesu, że nie przyznaje się do winy i odmówiła złożenia wyjaśnień. Według obrony, Magda zmarła na skutek wypadku. Według oskarżonej dziecko wypadło jej z rąk na podłogę, gdzie zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza.
Autor: abs//kdj / Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24