- Trzeba nie widzieć belki w swoim oku, by nie zauważyć, że to rząd jest agresywny w polityce zagranicznej - powiedział w "Faktach po Faktach" prezydencki minister Michał Kamiński. Według niego, w sprawie kolejenego zgrzytu na linii rząd-prezydent zawiniła polska ambasada, która wiedziała o wspólnej inicjatywie prezydentów Polski i Litwy i mogła poinformować o tym premiera i ministra spraw zagranicznych.
We wtorek na konferencji prasowej Donald Tusk i Radosław Sikorski z oburzeniem skomentowali fakt, że o wspólnym oświadczeniu prezydentów Polski i Litwy dot. wstrzymania rozmów z Rosją ws. nowego układu o partnerstwie dowiedzieli się od litewskiego ministra, a nie od prezydenta.
Ja o tej deklaracji nic wcześniej nie wiedziałem. Liczyłem na lepszą współpracę z prezydentem - stwierdził na konferencji prasowej po wtorkowym posiedzeniu rządu szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski. Zdziwienia nie krył też premier. - Jeśli ja o polskim stanowisku dowiaduję się od ministra z Litwy, za pośrednictwem MSZ to nie jest mi do śmiechu. To naprawdę nie ułatwia mi pracy - ocenił.
Mam poczucie, że nie pierwszy raz panowie Sikorski i Tusk oburzają się na prezydenta, a potem przyznają mu rację Kamiński o Litwie
- Mam poczucie, że nie pierwszy raz panowie Sikorski i Tusk oburzają się na prezydenta, a potem przyznają mu rację - skomentował w "Faktach po Faktach" Michał Kamiński.
"Rząd nie widzi belki w oku"
Kamiński podkreślił, że ze strony prezydenta nie ma żadnej niechęci do współpracy z rządem, a jeśli doszło do nieporozumienia, to było ono niezamierzone. Jego zdaniem, w ogóle, "w tym rządzie jest niechęć do współpracy z Litwą".
- Ale trzeba nie dostrzegać belki w swoim oku, jeśli się nie widzi, że to po stronie rządu występuje agresja w sprawach polityki zagranicznej – twierdzi Kamiński. Dodaje jednak, że ta agresja przyjmuje swoistą „formę sinusoidy”. – Najpierw jest skandal i awantura, a potem się przyznaje rację prezydentowi - dodaje minister.
Według niego, Tusk i Sikorski nie mają się czym oburzać. – O takich sprawach wie polska ambasada, która podlega rządowi. Mogła poinformować o tym polski rząd – podkreślił ponownie.
"To jakby mówić o Traktacie na spotkaniu spółdzielni"
Kamiński mówił również o najbliższym szczycie Unii Europejskiej i rządowych „instrukcjach” dla prezydenta Lecha Kaczyńskiego dotyczących spraw ekonomicznych i stanowiska Polski w sprawie Traktatu Lizbońskiego.
Szef rządu podkreślił, że rząd chce skompletować wszystkie informacje, i w oparciu o nie sformułować swoje stanowisko na nieformalny nadzwyczajny szczyt UE w Brukseli, które w instrukcji otrzyma prezydent.
Najpierw jest skandal i awantura, a potem się przyznaje rację prezydentowi. Minister Michał Kamiński
Minister podkreślił kilkakrotnie, że w agendzie piątkowego szczytu nie ma dyskusji o traktacie z Lizbony. - Stanowisko rządu musi się odnosić do agendy – mówi Kamiński. – Traktat nijak ma się do kryzysu, to jest „łamaniec myślowy”. Myślę, ze nikt nie będzie chciał rozmawiać o traktacie, skoro tak poważne zadania i decyzje w sprawach finansowych stoją przed Europą – dodaje.
- To tak jakby pani poszła na spotkanie spółdzielni mieszkaniowej, na którym miało rozmawiać się o tynkach, ale odczytałaby pani swoje stanowisko ws. Traktatu – żartobliwie zwrócił się do prowadzącej program Justyny Pochanke.
Nie wiem, nie powiem
To tak jakby Pani poszła na spotkanie spółdzielni mieszkaniowej, na którym miało rozmawiać się o tynkach, ale odczytałaby Pani swoje stanowisko ws. Traktatu. Michał Kamiński o rządowych instrukcjach dla prezydenta ws. Traktatu
Kamiński zapewnił także, że prezydent nie będzie prezentował innego stanowiska niż polski rząd. Jak dodał, Lech Kaczyński chciał, by w Brukseli towarzyszył mu reprezentant rządu, na przykład minister finansów. - Ale rząd powiedział, że nikt się nie wybiera, bo jest tylko jedno krzesło – skomentował Kamiński.
Zaznaczył też, że Lech Kaczyński na pewno nie pojedzie na szczyt bez doradcy ds. ekonomicznych. Kto nim będzie? Tego prezydencki minister jeszcze nie wie.
Na pytanie o wprowadzenie w Polsce euro, Kamiński odpowiadał bardzo wymijająco. – Prezydent nie mówił nic innego, niż że Polska musi wejść do strefy euro, debata dotyczy tylko terminu – wyjaśnił. Jak podkreślił na koniec, prezydent nie zrobi niczego, co mogłoby być naruszeniem polskiej konstytucji w kwestii współpracy z rządem.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24