Według komisji Millera, gen Błasik był w kokpicie Tu-154 i odczytywał wartości wysokościomierza. Zdaniem specjalistów z krakowskiego Instytutu Ekspetyz Sądowych, głos Błasika na taśmach się nie pojawia. Jak to możliwe, że eksperci słuchając tych samych nagrań słyszeli co innego? Sprawdzał to reporter programu "Czarno na białym".
Nagrania z kabiny pilotów rozbitego pod Smoleńskiem Tu-154 odsłuchiwali - na zlecenie komisji Millera - eksperci z ABW oraz Centralnego laboratorium Kryminalistycznego Komendy Głównej Policji. Na zlecenie wojskowej prokuratury - specjaliści z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych.
Eksperci doszli do zupełnie różnych wniosków - stenogramy komisji i prokuratury znacznie się od siebie różnią. Chodzi przede wszystkim o głos gen. Błasika, który został przypisany jednej z osób wypowiadających się w kokpicie w stenogramach udostępnionych przez komisję. Według ekspertów krakowskich, głosu generała w kabinie nie zarejestrowano.
Interpretuje człowiek, nie maszyna
Według Jerzego Millera, różnice nie są istotne jeśli chodzi o przyczyny katastrofy. Miller tłumaczył również, że głosy przypisywali nie eksperci, ale członkowie komisji. Dodatkowo, Miller podtrzymuje wersję o obecności generała Błasika w kokpicie, bo w tej części samolotu znaleziono jego ciało.
Obecność gen. Błasika w kabinie mogłaby oznaczać, że zasadna jest teza o wpływie na decyzje załogi podczas lądowania w Smoleńsku. Mówił o niej rosyjski MAK, który jednoznacznie stwierdził, że generał wywierał bezpośredni nacisk na załogę.
O tym, że generał Błasik był w kabinie, mówił też - jako pierwszy - płk Edmund Klich.
Jak podkreślają eksperci, odczyt nagrań to ostatecznie praca człowieka, a nie maszyny - wielokrotne przesłuchiwanie tych samych taśm. A różne osoby mogą różnie słyszeć te same wypowiedzi, zwłaszcza, jeśli nagranie jest niskiej jakości i "zaszumowane".
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24