- Wszystko wskazuje na to, że cała sytuacja zaczęła się od awantury tego mężczyzny z jednym z członków rodziny. Rodzina nie mogła sobie poradzić i poprosiła o przyjazd pogotowia - opowiadał w TVN24 rzecznik stołecznej policji Mariusz Mrozek o tym, jak doszło do strzelaniny i szturmu antyterrorystów na warszawskim Gocławiu.
Mrozek tak relacjonował całe zajście: - Pogotowie przyjechało na miejsce, ale mężczyzna również wobec lekarza był agresywny. Lekarz nie mógł go uspokoić, stąd też prośba pogotowia o przyjazd policji. Policjanci przyjechali na miejsce, w momencie gdy weszli do mieszkania mężczyzna wyciągnął broń i w kierunku jednego z policjantów oddał strzał - powiedział rzecznik.
- Ranił tego policjanta w twarz i w bark. Drugi z funkcjonariuszy wyciągnął rannego na zewnątrz. Na zewnątrz wydostali się również lekarze z pogotowia. Mężczyzna został sam w mieszkaniu, zabarykadował się w nim. W tym czasie policjantowi udzielono pomocy, przewieziono go do szpitala. Jego życiu nic nie zagraża - dodał Mrozek.
Usłyszeli huk
Rzecznik podkreśliła, że "w momencie, gdy policjanci przygotowywali się do akcji, rozważali możliwość siłowego wejścia do tego mieszkania", ze środka usłyszeli huk. - Natychmiast została podjęta decyzja o siłowym wejściu, wyważeniu drzwi. Policjanci znaleźli się w mieszkaniu, ten mężczyzna był ranny, najprawdopodobniej usiłował targnąć się na swoje życie - analizował Mrozek.
- Na tę chwilę wiemy, że broń posiadał nielegalnie. Będziemy ustalać wszystkie okoliczności zdarzenia, również to w jaki sposób wszedł w posiadanie tej broni i czy nie była ona używana wcześniej - powiedział rzecznik.
Dodał, że w mieszkaniu na razie nie znaleziono materiałów wybuchowych.
Autor: mn / Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24 | tvn 24