Żandarmeria Wojskowa wyznaczyła krewnym ofiar katastrofy smoleńskiej 14 godzin (8 i 15 września) na odbiór 600 przedmiotów, które są przechowywane w Mińsku Mazowieckim. Ich identyfikacji będzie można dokonać tylko na podstawie zdjęć, albo przez foliowe worki. Kto się nie stawi, ten zrezygnuje z możliwości ich rozpoznania.
Żandarmeria Wojskowa poinformowała w ubiegły piątek, że rozpoczęła już realizację postanowienia prokuratury, która nakazała jej zwrot przeznaczonych początkowo do utylizacji rzeczy osobistych ofiar katastrofy pod Smoleńskiem. Wszystkie przedmioty - w sumie blisko 600 - mają wrócić do ich bliskich. Ale jak się okazuje nie będzie to tak łatwe, jak zakładały rodziny i ich pełnomocnicy.
Rodziny 96 ofiar katastrofy będą miały dokładnie dwa dni na zidentyfikowanie należących do ich bliskich przedmiotów. "Osobiste obejrzenie przez pokrzywdzonych rzeczy w celu ich ewentualnego rozpoznania będzie możliwe w dniu 08.09.2011 i 15.09.2011 w godzinach 9-16 na terenie Centrum Szkolenia Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim" - czytamy w piśmie ŻW skierowanym do rodzin.
Przez folię, albo na zdjęciu
Sprawę komplikuje dodatkowo fakt, że przedmioty należące do ofiar katastrofy nie będą - jak początkowo informowały media - okazywane rodzinom bezpośrednio. W czerwcu ŻW zwróciła się do Instytutu Higieny i Epidemiologii o wydanie opinii w sprawie tego, czy możliwe jest przekazanie rzeczy "po otwarciu opakowań foliowych, w które zostały zapakowane" po przeprowadzeniu procesu chemicznego, bezdotykowego czyszczenia. Odpowiedź była negatywna i dlatego ŻW nie pozwoli przed identyfikacją otworzyć ani jednego foliowego worka.
"Otwarcie opakowań, w których rzeczy te obecnie się znajdują (tj. woreczków foliowych), stwarza ryzyko zanieczyszczenia materiałów przez kontakt z mikroorganizmami środowiskowymi (...). Okazywane będą fotografie ww. rzeczy, przy czym będzie również możliwość obejrzenia każdej z nich zamkniętej w foliowym, przeźroczystym opakowaniu, bez możliwości jego otwarcia - wyjaśniono w pismach skierowanych do bliskich ofiar.
"Nie rozumiem tych utrudnień"
Mimo poddania przedmiotów sterylizacji, większość z nich znajduje się w bardzo złym stanie. - Ich zidentyfikowanie może być dla niektórych bliskich bardzo trudne także z tego powodu - zaznacza mec. Rafał Rogalski, pełnomocnik kilku rodzin, w tym Jarosława Kaczyńskiego. Jak dodaje, dwa dni, które żandarmeria wyznaczyła bliskim to "stanowczo za mało".
- Chociaż osobiście jestem usatysfakcjonowany, że te przedmioty mają w końcu szansę wrócić do osób, które reprezentuję, to nie mogę do końca zrozumieć, dlaczego to wszystko jest tak utrudniane. Część rodzin czekała ponad rok, żeby mieć tę szansę, a teraz kilkanaście minut będzie musiało wystarczyć im na przejrzenie i zidentyfikowanie kilkuset przedmiotów - zauważa.
Zdaniem Rogalskiego żandarmeria powinna wziąć pod uwagę wszystkie okoliczności - choćby to, że wrzesień dla wielu osób jest jeszcze miesiącem urlopowym - i wyznaczyć więcej terminów okazywania rzeczy. - Liczę na zmianę tej decyzji - mówi wprost.
"Nie ma obawy"
Żandarmeria zapewnia, że nie ma intencji "stwarzania komplikacji" i podkreśla: "Wszystkie rzeczy, które zostaną rozpoznane przez prawowitych właścicieli, na pewno do nich trafią." - Nie ma obawy. Na razie nie otrzymaliśmy jednak jeszcze żadnej informacji zwrotnej, jakiejkolwiek uwagi, że jest problem z wyznaczonymi przez nas terminami - zaznacza w rozmowie z tvn24.pl ppłk Marcin Wiącek, rzecznik Komendanta Głównego ŻW.
Jak dodaje, wydawanie rzeczy przewidziano na wrzesień właśnie po to, by "mieć pewność, że pisma żandarmerii dotrą do wszystkich adresatów i każdy zostanie powiadomiony o możliwości odbioru przedmiotów". - To musi potrwać - podkreśla rzecznik.
Źródło: tvn24.pl