- Jeśli lekarze mi pozwolą, to w pierwszej dekadzie grudnia chcę wrócić do Iraku - zapowiada ambasador Edward Pietrzyk. 3 października omal nie zginął w tym kraju w zamachu na swoje życie. To wydarzenie jest w stanie odtworzyć sekunda po sekundzie, jakby to było wczoraj.
Ambasador prosto tłumaczy swoją decyzję: - Jeśli ustąpi się przed atakami terrorystycznymi, wojska nigdy stamtąd nie wyjdą. - A ja już nie chodzę o lasce, po zamachu noszę tylko bandaże na rękach, bo oparzenia długo się goją - mówi Pietrzyk w "Magazynie" w TVN24 o swojej gotowości do wyjazdu. Pytany, czy wspomina zamach, mówi, że mógłby go odtworzyć nie tylko minuta po minucie, ale sekunda po sekundzie. - Ale nie mam koszmarów i śpię spokojnie - przyznaje. Deklaruje, że pojedzie na miejsce zamachu na swoje życie, by zobaczyć, jak teraz wygląda.
Nie mam koszmarów i śpię spokojnie Pietrzyk
Pytany o przyszłość Iraku, Pietrzyk podkreśla, że w porównaniu do września i lipca tego roku, o dwie trzecie spadła liczba zamachów. - Widzę dobrą przyszłość dla Iraku i dlatego chcę tam być - mówi.
Ambasador widzi jednak problemy tego kraju, które wynikają z dwóch powodów - wysokiego bezrobocia i braku bezpieczeństwa. - Głodnych ludzi łatwo skaptować na terrorystów. A do niebezpiecznego kraju nie chcą przyjeżdżać żadni eksperci - uważa. - Ale przyszłość Iraku zależy od prowadzonych tam działań - twierdzi.
Ledwo uszedł z życiem Do zamachu na polskiego ambasadora doszło 3 października w Bagdadzie. Ciężko poparzony dyplomata przeżył, ale ochraniający go funkcjonariusz BOR Bartosz Orzechowski zmarł w wyniku odniesionych obrażeń, a czterech innych BOR-owców zostało rannych. Zginął również jeden przypadkowy Irakijczyk.
Ambasador trafił do ośrodka w Gryficach z poważnymi oparzeniami górnych dróg oddechowych oraz poparzeniami ok. 25 proc. powierzchni ciała.
58-letni gen. broni Edward Pietrzyk ambasadorem w Iraku został w kwietniu tego roku. Wcześniej w latach 2000 - 2006 był dowódcą wojsk lądowych.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24