Są obowiązkowe szczepienia, które nie powinny budzić dyskusji, bo to dzięki nim udało się właściwie wytępić wiele śmiertelnych chorób. Jedną z nich jest odra. Powikłania po niej prowadzą nawet do obumierania mózgu. Ostatnio pojawiła się w Ostródzie i Wieruszowie, gdzie ewakuowano jeden z oddziałów pediatrycznych. Materiał programu "Czarno na białym".
To jeden z najbardziej zakaźnych wirusów na świecie. Porównywany do eboli, groźniejszy od dżumy. W Polsce, w czasie epidemii, zabijał 300 dzieci rocznie. Do dzisiaj rocznie na świecie umiera przez niego 12 tysięcy osób. Dzięki opracowanej w latach 60. szczepionce w krajach zachodnich udało się go praktycznie wyeliminować.
Jednak wirus wraca do Polski. W 30-tysięcznej Ostródzie Polak, pracownik lokalnej firmy, został zarażony wirusem odry.
- Odra została do nas "zaimportowana" z Ukrainy - mówi reporterce "Czarno na białym" Janusz Dzisko, warmińsko-mazurski państwowy wojewódzki inspektor sanitarny. - Przypadek, który my realizowaliśmy, to był przypadek obywatela ukraińskiego. Kolejne przypadki też dotyczyły obywateli ukraińskich, a potem niestety wirus znalazł osoby narodowości polskiej, które były wrażliwe na zakażenia. Dlatego też zachorowania dotyczyły Polaków - wyjaśnia.
Zarażone zostały 22 osoby, połowa z nich to obywatele Ukrainy, połowa Polacy.
Byli szczepieni? - Część podawała, że była szczepiona jedną dawką, część podawała, że nie była szczepiona wcale, a część, że ze względu na wiek nie załapała się na okres obowiązkowych szczepień - mówi dr n. med. Piotr Kocbach z Powiatowego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Ostródzie.
Zaszczepiono 900 osób
16 z zarażonych osób z objawami odry trafiło do szpitala w Ostródzie. Doktor Kocbach podkreśla, że po raz pierwszy od dekad spotyka się z przypadkami zachorowań na odrę. - 20 lat temu spotykałem się z wirusem odry u dzieci. U dorosłych odry nie widziałem w 30-letnim zawodowym życiu - zwraca uwagę.
Po zarażeniu w Ostródzie zaszczepiono 900 osób, a sanepid wszczął śledztwo epidemiologiczne, szukając odpowiedzi na pytanie, skąd obywatel Ukrainy przywiózł wirusa?
Od początku roku na Ukrainie na odrę zachorowało prawie 10 tysięcy osób. Osiem zmarło z powodu powikłań. Wskaźnik osób zaszczepionych spadł tam w ostatnich latach do 50 procent. I to z Ukrainy w większość przypadków pochodzi wirus odry, którym zarażamy się w Polsce. Ale nie tylko. Chorych przybywa także w Rumunii czy w Niemczech.
- To również ma swoje potwierdzenie w tym, że (...) cześć tych badań wykonuje Państwowy Instytut Higieny w Warszawie, gdzie pan profesor (Włodzimierz - red.) Gut potrafi dokładnie określić pochodzenie wirusa - tłumaczy Janusz Dzisko, warmińsko-mazurski inspektor sanitarny.
Profesor Gut: wirus pochodzi "z reguły z zewnątrz"
Profesor Gut jest specjalistą w dziedzinie wirusologii. Odrą zajmuje się od kilkudziesięciu lat. Kieruje Narodowym Laboratorium WHO (Światowej Organizacji Zdrowia - agendy ONZ) zajmującym się odrą i różyczką. Każdy zdiagnozowany w Polsce przypadek tej choroby trafia do niego, gdyż - jak tłumaczy - kierowany przez niego ośrodek jest jedynym "referencyjnym laboratorium WHO" w kraju.
Pytany o współczesne pochodzenie wirusa odry, podkreślił, że pochodzi on "z reguły z zewnątrz". - Większość to były przypadki związane z ogniskiem rezydentów - zauważa profesor. Precyzuje, że chodzi o osoby, które "dość długo przebywają w naszym kraju, ale utrzymały kontakty z rodziną, która im przywiozła prezent w postaci odry".
Zapomniany przez wielu wirus odry często mylony jest z różyczką, bo po zarażeniu daje prawie identyczne objawy: wysoką gorączkę, katar, duszący kaszel, ból głowy i charakterystyczną wysypkę. W jamie ustnej pojawiają się plamki Koplika.
Profesor Gut w rozmowie z TVN24 powiedział, że masowe zachorowania w Polsce miały miejsce w latach 60. i 70. Było to powyżej 200 tysięcy zachorowań rocznie. - Z tym, że pojawienie się szczepień dość szybko spowodowało, że kilka lat później te epidemie zaczęły rozsuwać się w czasie - zauważył.
Po wprowadzeniu obowiązkowych szczepień w 1975 roku liczba chorych zaczęła spadać, co nie oznaczało wcale, że odra zniknęła.
- Tak naprawdę ona jest i dosięgnie również personel medyczny, który uwierzył, że odry nie ma - mówi specjalista.
Lekarka z odrą
Kilkanaście dni temu u jednej z lekarek oddziału pediatrycznego szpitala powiatowego w Wieruszowie pojawiły się objawy odry. Jak wyjaśnia lekarz internista Longin Słowikowski z tej placówki, na przełomie lutego i marca w Wieruszowie zdiagnozowano "dzieci z niewyjaśnioną wysypką". - Być może któreś z tych dzieci było zainfekowane odrą - mówi.
Oddział pediatryczny został ewakuowany, sprawę bada łódzki sanepid. Od poniedziałku szpital zaczął działać. Odrę wykryto u czterech osób - dorosłego i trójki dzieci. Zakażeni są rodziną.
Lekarka nie była szczepiona, bo jest z rocznika, który jeszcze nie był objęty obowiązkiem.
Nie szczepią dzieci
W Polsce szczepienia są obowiązkowe, ale na fali popularności tak zwanych "antyszczepionkowców" liczba nieszczepionych dzieci niestety wzrasta. Profesor Gut podkreśla, że dzięki szczepieniom niemal całkowicie zlikwidowano SSPE, czyli podostre stwardniające zapalenie mózgu, najgroźniejsze z powikłań po odrze.
Występuje ono w przypadku ponownego zetknięcia się z wirusem odry, który wówczas atakuje mózg, prowadząc do jego obumarcia. - Wśród osób nieszczepionych, 40 procent ma wirusa w mózgu - podkreśla specjalista.
"Czarno na białym" w 2014 roku pokazało historię Krzysztofa Jackiewicza, chorego na SSPE. Nie był szczepiony, odrę przeszedł jako dziecko, na SSPE zachorował w wieku 16 lat. Stracił przytomność i już jej nie odzyskał.
Jackiewicz zmarł dwa lata temu po prawie 40 latach śpiączki.
W 2017 roku liczba chorych na odrę w Europie wzrosła trzykrotnie w porównaniu do roku 2016. Zachorowało blisko 15 tysięcy osób. 18 zmarło.
Autor: tmw, pk/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24