Jeszcze dziś prokuratura wojskowa może wystąpić do sądu o areszt dla zatrzymanych we wtorek żołnierzy - donosi "Dziennik". W sierpniu wzięli oni udział w akcji w Afganistanie, w której zginęło kilku cywilów.
- Zatrzymanie żołnierzy nastąpiło z uwagi na stwierdzone naruszenie przez nich norm prawa międzynarodowego, w szczególności Konwencji Haskiej i Genewskiej ratyfikowanych przez Rzeczpospolitą Polską - poinformował resort obrony. Wśród zatrzymanych są oficerowie i podoficerowie. - Chcę wierzyć, że to był przypadek - mówił we wtorek szef MON Aleksander Szczygło komentując sprawę.
W sprawie zostało już przesłuchanych trzech żołnierzy. Dziś mają zostać przesłuchani pozostali. Według zapowiedzi, w środę prokuratura ma poinformować o zarzutach dla zatrzymanych podczas specjalnej konferencji prasowej.
Ścigali zamachowców, zabili cywili Do zajścia, w którym zginęli cywile, doszło dwa dni po śmierci pierwszego polskiego żołnierza w Afganistanie 16 sierpnia. Polscy żołnierze ścigając zamachowców otworzyli do nich ogień; wśród ofiar była ludność cywilna. Mówiono o kilku zabitych i rannych. W wyniku akcji zatrzymano dwóch talibów. Jednym ze schwytanych, jak informowało MON, był "Puma" - numer cztery na liście najbardziej poszukiwanych terrorystów w Afganistanie. Okoliczności zajścia badała na miejscu w Afganistanie specjalna komisja, w skład której wchodził m.in. prokurator wojskowy, przedstawiciele gubernatora oraz starszyzna wioski, z której pochodzą poszkodowani.
Zgodnie z miejscową tradycją wojsko "zrekompensowało" straty rodzinom poszkodowanych. W ramach zadośćuczynienia, bliskim zabitych i rannych wypłacono odszkodowanie, otrzymali także owce, barany i mąkę. Trzy afgańskie kobiety, które zostały ranne podczas akcji, trafiły do Polski na leczenie.
Ranne pilnie strzeżone Do leczonych w Polsce kobiet dotarł "Dziennik". Afganki znajdują się w wojskowym szpitalu na Szaserów, na jednym z najlepszych w Polsce oddziałów traumatologii i ortopedii. Starkizara, Gomadia i Babo leżą w szpitalu już prawie dwa miesiące, leżą w jednym pokoju. Strzeże ich dwóch brodatych, śniadych Pasztunów. Wyglądają jak talibowie, nie są jednak mężami Afganek. Najprawdopodobniej są braćmi kobiet.
W pokoju jest również Polak - ubrany po cywilnemu wojskowy tłumacz, którego głównym zadaniem jest izolowanie kobiet od niespodziewanych gości, w tym dziennikarzy. Tłumacz nie ujawnia żadnych informacji. Jedynych informacji udziela nieoficjalny rzecznik rodziny - Afganka mówiąca biegle po polsku. - Panie są w szpitalu już ponad miesiąc. Jak długo pozostaną, tego nie wiem. Może dwa tygodnie, może więcej. Mają już za sobą operacje, ale czekają je kolejne. Czują się nie najgorzej. Na razie nie chcemy żadnych dziennikarzy - podkreśla.
Źródło: PAP, rai.tv, arch.poznan.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24