Podczas jednego z lotów szkoleniowych drugiego rządowego Tupolewa omal nie doszło do katastrofy - wynika z informacji "Polityki". Tylko refleks technika pokładowego pozwolił jej uniknąć. Dowództwo Sił Powietrznych przyznaje, że incydent miał miejsce, ale został zakwalifikowany jako "zwykły", a nie "poważny".
17 lutego czteroosobowa załoga Tupolewa 154M ćwiczyła starty i lądowania na lotnisku w Mińsku Mazowieckim. Jak mówią informatorzy "Polityki" po jednym ze startów pilot - instruktor na niewielkiej wysokości i przy małej prędkości nagle schował klapy, zanim wciągnął podwozie. Maszyna zaczęła tracić siłę nośną.
- Absolutnie nie można przy mniejszej prędkości od wymaganej chować klap i to jeszcze przy wysuniętym podwoziu, bo samolot przepadnie. A różnica 60 kilometrów na godzinę to bardzo dużo. Nie rozumiem, jak mogło do tego dojść. W lotnictwie takich błędów nie można popełniać – mówi tygodnikowi płk Stefan Gruszczyk, były pilot Tu-154M oraz były dowódca eskadry Tupolewów w 36. specpułku.
Sytuację uratował mechanik pokładowy, który krzyknął "podwozie", a instruktor naprawił błąd i błyskawicznie otworzył klapy, zwiększając siłę nośną maszyny
Nic poważnego?
Sprawa szybko wyszła na jaw, gdy wojskowi przejrzeli zapis rejestratora lotów. Od razu powołano specjalną komisję, która w środę przygotowała raport. Tyle, że w odróżnieniu od innych tego typu dokumentów, ten dostał klauzulę tajności. Co jest o tyle dziwne, że takie raporty były do tej pory jawne.
- Istotnie, 17 lutego doszło do popełnienia błędu podczas lotu szkolnego Tu-154M. Został on jednak zakwalifikowany jako zwykły incydent lotniczy. Gdyby komisja uznała, że była realna groźba wypadku, potraktowano by ten przypadek jako poważny incydent - mówi rzecznik Dowództwa Sił Powietrznych ppłk Robert Kupracz.
Jak dowiedział się tygodnik pilot-instruktor, który wykonał niefortunne czynności, musi wykonać lot sprawdzający, który potwierdzi jego kwalifikacje do pełnienia tej funkcji dla samolotu Tu-154M. Na razie został oddelegowany na praktykę do dowództwa Sił Powietrznych, co oznacza faktycznie odsunięcie go od lotów na pewien czas.
Jedyny Tu-154M, który lata w barwach Sił Powietrznych został 14 marca dopuszczony do lotów o statusie HEAD, czyli z przedstawicielami najważniejszych władz państwowych na pokładzie. W 36. specpułku brakuje jednak dwóch pełnych załóg, których wymaga status HEAD.
Źródło: Polityka, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot. 36splt