Wyrok dożywocia usłyszał Mariusz S., który najpierw zgwałcił, a potem zamordował 12-letnią dziewczynkę. Został zatrzymany dopiero po czterech latach. Zdecydował ślad DNA zostawiony na ramieniu dziewczynki.
Wyroku dożywocia domagał się prokurator. 31-letni Mariusz S., który nie przyznał się do winy, wnioskował o uniewinnienie. - W życiu nie dopuściłem się nawet najmniejszego czynu, kradzieży czy pobicia. A gdzie jeszcze zabójstwo na tle seksualnym i to dziecka? - mówił oskarżony. - Zawsze byłem i jestem za dziećmi, nie przeciwko dzieciom - przekonywał. I zwrócił się do rodziców oraz sądu: - Nie jestem tą osobą, za którą mnie państwo uważają. Nie jestem żadnym zabójcą.
Sąd Okręgowy w Szczecinie nie dał wiary tym tłumaczeniom i skazał Mariusza S. na dożywocie. Mężczyzna będzie mógł starać się o wyjście z więzienia najwcześniej po 25 latach.
Zawsze byłem i jestem za dziećmi, nie przeciwko dzieciom. Mariusz S. w sądzie
Wpadł po czterech latach
Do tragedii doszło w kwietniu 2004 roku, kiedy dziewczynka wyjechała rowerem do pobliskiego lasu i już nie wróciła. Jej ciało znaleziono następnego dnia, przykryte trawą i mchem. Zabójcy szukano cztery lata. Przeciwko Mariuszowi S. świadczyły m.in. ślady DNA znalezione na ciele Magdy. Podczas śledztwa mężczyzna przyznał się do winy, ze szczegółami opisał zdarzenie (m.in. to, że Magda potrąciła go jadąc rowerem, podczas rozmowy miał ją odepchnąć, a dziewczynka uderzyć głową o drzewo). Potem - jak zeznał - "urwał mu się film, bo tego dnia pił dużo alkoholu".
Odwołał zeznania
W sądzie mężczyzna odwołał te wyjaśnienia tłumacząc, że złożył je "dla świętego spokoju, ponieważ policjanci wykończyli go fizycznie i psychicznie". Zapytany przez sąd, dlaczego podczas przesłuchania w prokuraturze nie powiedział o tym, odparł, że "nie czuł się bezpiecznie". Sędzia wielokrotnie wskazywała na nieścisłości w jego zeznaniach.
Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci było uduszenie.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24