Zaczyna się niewinnie: poznajemy kogoś przez internet, rozmawiamy, bywa, że się spotykamy. Później jesteśmy nękani setkami telefonów, a "adorator" czeka godzinami przed naszym domem. Coraz więcej Polaków przyznaje, że padło ofiarą tzw. stalkingu, alarmują organizacje zajmujące się ofiarom przemocy. Tymczasem polskie prawo jest bezsilne w takich przypadkach.
Na początku lutego telewizja Sky podała informację o aresztowaniu w Londynie 41-letniego Polaka, który od pewnego czasu nagabywał znaną aktorkę Keirę Knigthley. Wprawdzie jej nie groził, ale jego zachowanie spowodowało, że czuła się zestresowana, co wystarczyło, by go zatrzymać. Zjawisko to - określane z języka angielskiego jako stalking - nie dotyczy jednak wyłącznie celebrytów.
Problem nie tylko za granicą
Jak oceniają eksperci, także w Polsce z roku na wzrasta liczba osób, które są uporczywie nękane poprzez telefony, sms-y czy maile, a nawet śledzone i nagabywane przez swoich "wielbicieli" lub byłych partnerów. Nadal jednak zatrzymanie i udowodnienie winy stalkerowi jest w naszym kraju trudne. Dopiero trwają prace nad uregulowaniem tego przestępstwa w Kodeksie karnym.
- Tak naprawdę nikt nie prowadził dotychczas w naszym kraju statystyk dotyczących skali tego zjawiska. Z własnego doświadczenia mogę jednak powiedzieć, że coraz więcej osób poszkodowanych w taki sposób szuka pomocy i dzwoni np. na Niebieską Linię - powiedziała jej kierowniczka Renata Durda.
"Wielbiciel" zaburza całe życie
Tak naprawdę nikt nie prowadził dotychczas w naszym kraju statystyk dotyczących skali tego zjawiska. Z własnego doświadczenia mogę jednak powiedzieć, że coraz więcej osób poszkodowanych w taki sposób szuka pomocy. Renata Durda, Niebieska Linia
Prześladowanie może trwać całymi miesiącami a nawet latami, a ofiara stalkera, by wrócić do równowagi i móc nawiązywać normalne kontakty z ludźmi, potrzebuje pomocy psychologa. "Wielbiciel" zaburza bowiem całe jej życie. Niezależnie od tego, czy wysyła jedynie sms-y, dzwoni, czy też przesiaduje przed jej domem, wzbudza lęk, że może posunąć się dalej.
- Rozmawiałam kiedyś z kobietą, która z powodu właśnie takich uporczywych sms-ów chciała rzucić pracę - powiedziała Agnieszka Hamelusz z wydziału prasowego Komendy Głównej Policji.
- W mojej opinii stalker to osoba całkowicie pozbawiona empatii, nie rozumiejąca, że ktoś może czuć się osaczony ciągłymi próbami nawiązanie kontaktu lub okazywaniem uczucia. Próbując zdobyć lub odzyskać - jej zdaniem - ukochaną osobę, gotowa jest robić coraz więcej, częściej dzwonić, wysyłać więcej sms-ów czy np. kwiatów - dodała Durda.
Jako przykład przypomniała głośną w ubiegłym roku sprawę Sebastiana W., który przez wiele miesięcy napastował warszawską dentystkę. Koszmar lekarki zaczął się w październiku 2006 roku, gdy asystowała przy wyrywaniu zęba mężczyźnie. Kolejnego dnia pojawił się on znowu w klinice i wyznał kobiecie miłość. Mimo że starała się go unikać, nie rezygnował. Pojawiał się kilka razy dziennie pod domem poszkodowanej, biegał za samochodem, kładł się na jego masce i całował szybę.
- Nawet gdy został zatrzymany i usłyszał zarzuty, nie rozumiał, że zrobił coś złego. W jego odczuciu jedynie adorował lekarkę i walczył o jej uczucie. A im bardziej ona go unikała, tym bardziej się starał i robił więcej, by zyskać jej przychylność - podkreśliła Durda. Dlatego, jak dodała, stalkerzy również powinni mieć zapewnioną pomoc psychologiczną - ponieważ istnieje duże prawdopodobieństwo, że po odbyciu kary znajdą sobie kolejną ofiarę, której na swój sposób będą próbować "okazać uczucie".
W tej chwili tak naprawdę niewiele możemy zrobić. Chyba że np. dochodzi do gróźb i osoba je otrzymująca czuje się zagrożona lub jeśli jej "adorator" zdecyduje się na napaść albo wtargnięcie do jej domu. Agnieszka Hamelusz, Komenda Główna Policji
"W tej chwili niewiele możemy"
W czerwcu 2009 r. Ministerstwo Sprawiedliwości zwróciło się do Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości z prośbą o dokonanie analizy uregulowań prawnych dotyczących zjawiska w ustawodawstwie innych państw, w szczególności krajów Unii Europejskiej. Na zlecenie resortu pod koniec 2009 r. przeprowadzono również badania (na próbie 10 tys. osób) - z których wynika, że co dziesiąty pytany Polak uważa, iż był ofiarą stalkingu. Częściej są to kobiety, ale problem dotyczy też mężczyzn.
Raport końcowy na temat skali i form tego zjawiska ma być gotowy za ok. półtora miesiąca i - jak zaznacza ministerstwo - być może jeszcze w tym roku takie zachowania będą w Polsce ścigane.
- W tej chwili tak naprawdę niewiele możemy zrobić. Chyba że np. dochodzi do gróźb i osoba je otrzymująca czuje się zagrożona lub jeśli jej "adorator" zdecyduje się na napaść albo wtargnięcie do jej domu - powiedziała Hamelusz.
Jak dodała, w przypadku sms-ów, telefonów czy maili w grę może wchodzić jedynie art. 107 Kodeksu wykroczeń. Głosi on, że "kto w celu dokuczenia innej osobie złośliwie wprowadza ją w błąd lub w inny sposób złośliwie niepokoi, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1,5 tys. zł albo karze nagany".
- Pozostaje zdrowy rozsądek. Jeśli jest to możliwe, nie nawiązujmy bliższych znajomości np. poprzez portale społecznościowe czy komunikatory i nie mówmy nowo poznanym osobom wszystkiego o sobie - podkreśliła Hamelusz. Jak dodała, czasami - w przypadku np. sms-ów - dobrym rozwiązaniem jest zwrócenie się do operatora sieci o zablokowanie możliwości przesyłania ich z konkretnego numeru. Według niej, warto też korzystać z zabezpieczeń oferowanych przez portale społecznościowe, tak by na nasz profil nie wchodziły obce osoby.
Mianem stalkingu pod koniec lat 80. zaczęto określać nowe zjawisko społeczne - obsesyjne podążanie fanów za gwiazdami filmowymi. Aktualnie określenie "stalking" rozumiane jest jako złośliwe i powtarzające się nagabywanie, naprzykrzanie się, które wywołać może u innej osoby poczucie zagrożenia. Obejmuje ono też zachowania polegające na obsesyjnym śledzeniu, obserwowaniu albo kontaktowaniu się z inną osobą wbrew jej woli, które w efekcie prowadzi u niej do strachu o swoje bezpieczeństwo.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu