W samo południe w Prokuraturze Generalnej odbędzie się konferencja poświęcona opinii biegłych ws. czarnych skrzynek Tu-154M. Transmisja w tvn24.pl i TVN24. Jak nieoficjalnie wiadomo, Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie, który badał nagrania, odczytał kilkadziesiąt nowych słów i przypisał je nowym osobom. Media kilka dni temu poinformowały, że głos w kokpicie nie należał do gen. Andrzeja Błasika, jak uważano dotychczas, ale do drugiego pilota mjr Roberta Grzywny.
1 czerwca 2010 r. MSWiA ujawniło dokonaną przez rosyjski MAK transkrypcję nagrań czarnych skrzynek prezydenckiego samolotu. Część nagrań była nieczytelna, dlatego Wojskowa Prokuratura Okręgowa przekazała je wtedy biegłym z Instytutu Ekspertyz Sądowych im. prof. Jana Sehna w Krakowie.
Oryginały w Moskwie
Polscy biegli pracowali na kopiach zapisów. Ich oryginały znajdują się w Rosji w dyspozycji tamtejszej prokuratury i nie będą przekazane Polsce przed zamknięciem rosyjskiego śledztwa ws. katastrofy. Polska prokuratura wcześniej informowała, że nie ma zagrożenia, by w oryginalne zapisy ingerowano.
Aby analiza biegłych mogła być ukończona, musieli oni zbadać oryginalne nośniki z Rosji. Doszło do tego podczas wizyty biegłych w Moskwie w czerwcu w 2010 roku.
Co nowego?
Według RMF FM ekspertom udało się odczytać kilkadziesiąt kolejnych słów i przypisać większość wypowiedzi (choć nie wszystkie) konkretnym osobom przebywającym w kokpicie maszyny.
"Rzeczpospolita" w minionym tygodniu poinformowała, że słowa wypowiadane w kokpicie, które zarówno Komisja Millera, jak i rosyjski Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) przypisywały gen. Andrzejowi Błasikowi - w rzeczywistości do niego nie należą. Miał je wypowiedzieć drugi pilot mjr Robert Grzywna.
To nie głos gen. Błasika?
Po raz pierwszy głos zarejestrowany w kabinie Tu-154 M przypisano gen. Błasikowi na konferencji MAK, który 19 maja 2010 r. w Moskwie przedstawił wstępny raport ze śledztwa dot. katastrofy pod Smoleńskiem.
Wówczas przewodnicząca MAK Tatiana Anodina ujawniła, że w kabinie pilotów zarejestrowane zostały dwa głosy należące do osób spoza załogi. O jednym z nich powiedziała, że należał do osoby, którą już zidentyfikowano. Nie chciała jednak zdradzić, do kogo, ani o czym rozmawiano. Tłumaczyła to "kwestiami etycznymi" i pierwszeństwem bliskich w uzyskaniu takich informacji. Chwilę po zakończeniu konferencji MAK, Polska Agencja Prasowa podała, powołując się na swoich informatorów pracujących przy śledztwie, że jeden z głosów należał do gen. Andrzeja Błasika.
Kilka dni później, 24 maja 2010 r., pytany o to w programie "Teraz My" w TVN szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich najpierw nie chciał potwierdzić, że w kabinie pilotów przebywała piąta osoba. Potem jednak przyznał, że Dowódca Sił Powietrznych pojawił się w kokpicie tuż przed katastrofą i był w niej do samego końca końca. Tłumaczył, że generał chciał się zorientować w sytuacji. Nie chciał jednak oceniać, czy piloci działali pod presją.
MAK: Obecność Błasika wywarła nacisk
W styczniu 2011 r. MAK opublikował raport z badania okoliczności katastrofy smoleńskiej. Znalazła się tam opinia, że Błasik był w czasie katastrofy w kabinie pilotów, a stężenie alkoholu w jego krwi wynosiło 0,6 promili.
Oprócz tego na swojej stronie internetowej Komitet zamieścił jeszcze dodatkowe dokumenty: m.in. "Ekspertyzę o możliwości obecności w kabinie pilotów osoby postronnej w momencie zderzenia samolotu z ziemią", a także "Ekspertyzę nr 37 z oględzin zwłok", sporządzoną przez Departament Ochrony Zdrowia m. Moskwy, Wydział Ekspertyz Sądowych Zwłok.
Już w pierwszym dokumencie na początku czytamy, że Błasik był w kabinie samolotu. "Dwie minuty przed katastrofą w protokole zapisano frazę, którą wypowiedziała osoba, której głos zidentyfikowano jako głos gen. A. Błasika" - czytamy. Badanie na zawartość alkoholu we krwi generała Błasika znajduje się w ekspertyzie z oględzin zwłok nr 37. Przeprowadzono ją od 11 do 27 kwietnia w Moskwie. W niej nie pada nazwisko "Błasik". Jak jednak wynika z badań DNA, jakie polska prokuratura otrzymała od prokuratorów rosyjskich, "nieznaną osobę" z ekspertyzy 37 zidentyfikowano jako generała Andrzeja Błasika.
Rosjanie w swoim raporcie napisali, że według opinii "ekspertów i psychologów lotniczych" obecność generała Błasika w kabinie pilotów aż do zderzenia samolotu z ziemią "wywarła nacisk psychiczny na podjęcie decyzji przez dowódcę statku powietrznego o kontynuowaniu zniżania w warunkach nieuzasadnionego ryzyka z dominującym celem wykonania lądowania 'za wszelką cenę' ".
Dowódca SP tylko "biernym obserwatorem"
29 lipca 2011 r. swój końcowy raport przedstawiła polska komisja, działająca pod przewodnictwem Jerzego Millera. Napisano w nim m.in., że gen. Błasik na około 101 sekund przed katastrofą prezydenckiego samolotu podawał w kokpicie wysokość, na jakiej miała znajdować się maszyna. Dopiero po jego słowach wysokości przekazywał załodze nawigator.
Jednak polscy eksperci prezentując raport stwierdzili, że Dowódca Sił Powietrznych był tylko "biernym obserwatorem" i nie ingerował w działanie kapitana ani załogi. Co innego napisał wcześniej MAK.
Źródło: tvn24.pl