Zamieszanie podczas Rady Naczelnej Stronnictwa Demokratycznego. Część działaczy opuściła salę obrad, chwilę później opublikowano dwa konkurencyjne komunikaty. Jeden z nich głosi, iż Paweł Piskorski utracił pozycję lidera. - To PRL-owski beton boi się utraty partyjnych lokali, w których mieszka - stwierdził w TVN24 działacz SD Bogdan Lis.
Z sobotnich obrad Rady Naczelnej SD wyszedł Paweł Piskorski wraz z grupą sprzyjających mu działaczy. Chciał w ten sposób zerwać posiedzenie Rady Naczelnej, gdyż ta skierowała do Naczelnego Sądu Partyjnego wniosek o jego zawieszenie. Za niespełna miesiąc Piskorski miałby zostać odwołany.
Walka o wpływy
Zaraz potem zostały wydane dwa sprzeczne komunikaty. Pierwszy - wydany przez zarząd SD, czyli grupę Piskorskiego - głosi, iż zarząd zawiesił w prawach członka partii ośmiu członków Rady Naczelnej w związku z działaniem na szkodę SD. I dlatego RN "utraciła możliwość podejmowania prawomocnych decyzji, a jej dalsze obrady były nieformalne". Zdaniem zarządu, RN nie podjęła też w sobotę żadnych uchwał.
Inaczej uważa część członków RN. Jej rzecznik Adam Zyzman w wydanym komunikacie ogłosił, iż "Piskorski wprowadził wodzowski model zarządzania partią, łamiący demokratyczne procedury obowiązujące w ugrupowaniu od lat". I dlatego Rada Naczelna SD podjęła uchwałę o zwołaniu na 21 listopada Nadzwyczajnego Kongresu, który oceni dotychczasową działalność przewodniczącego.
"Dbają tylko o własny interes"
Jeden ze sprzyjających Piskorskiemu działaczy SD, Bogdan Lis przekonywał na antenie TVN24, że jest on nadal liderem ugrupowania.
Zamieszanie w partii podsumował w mocnych słowach. – W SD odezwały się demony przeszłości. To PRL-owski beton, który mieszka w lokalach finansowanych przez SD i bierze pensję za nic, uznał że nowa inicjatywa [Piskorskiego – red.] jest zagrożeniem dla ich interesów – powiedział.
Jak tłumaczył, Piskorski chce by Stronnictwo Demokratyczne wystartowało w wyborach, i by mieć pieniądze na kampanię, chce sprzedać nieruchomości SD. - W ciągu dwóch tygodni miały zostać sprzedane lokale w Szczecinie i we Wrocławiu. W jednym z nich mieszka jeden z członków Rady Naczelnej, musiałby więc opuści mieszkanie. Oni [starzy działacze SD – red.] traktują te nieruchomości jak swoje. Nie chcą prowadzić żadnej działalności, nie chcą startować w wyborach – stwierdził Lis.
Jego zdaniem, po zwieszaniu kilku członków Rady Naczelnej nie miała ona kworum i nie mogła podejmować decyzji. Inicjatywę zwołania na listopad kongresu Stronnictwa Demokratycznego określił, jak próbę wyeliminowania nowych działaczy z partii przed zjazdem krajowym zaplanowanym na przyszły rok.
Co to jest Stronnictwo Demokratyczne?
Korzenie SD sięgają jeszcze czasów sprzed II wojny światowej. W PRL-u Stronnictwo było partią satelicką PZPR. Po wyborach w czerwcu 1989 r. SD otrzymało 27 miejsc w Sejmie. Wraz ze Zjednoczonym Stronnictwem Ludowym (poprzednikiem dzisiejszego PSL) dokonało wolty i wsparło rząd Tadeusza Mazowieckiego.
Później SD zaczęło schodzić na polityczny margines - kilku jego członków zasiadało w Sejmie, tylko dzięki sojuszom z innymi partiami. W wyborach w 2007 r. nieliczni kandydaci SD bezskutecznie startowali do Sejmu z listy PSL.
Choć SD nie odgrywa już żadnej politycznej roli, ma duży majątek - głównie nieruchomości w różnych polskich miastach.
Paweł Piskorski - dawniej działacz Kongresu Liberalno-Demokratycznego, Unii Wolności, a potem Platformy Obywatelskiej - przystąpił do SD w styczniu 2009 r. (od kwietnia 2006 r. był bezpartyjny, wyrzucony z PO za "niejasności wokół swoich interesów"). 21 lutego został szefem partii.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/PAP