- Te zbrodnie nie mogą być nieukarane - mówił w "Faktach po Faktach" prof. Adam Rotfeld o eskalacji przemocy na Ukrainie. Zdaniem byłego szefa MSZ, obecna sytuacja na Ukrainie jest korzystna jedynie dla tych, "którzy boją się odpowiedzialności za dotychczasowe przestępstwa i zbrodnie." W czwartkowych starciach z milicją zginęło co najmniej 70 uczestników protestów.
Zdaniem prof. Adama Rotfelda, trzy czynniki wpłynęły na to, że w czwartek rano nastąpiła eskalacja przemocy na Ukrainie. Po pierwsze - jak mówił - kontrolę nad sytuacją stracił ukraiński prezydent i rząd.
Po drugie, zdaniem Rotfelda na Ukrainie jest "niezwykle wysoki stopień emocji", co utrudnia pokojowe rozstrzygnięcie sporu. - Jest tak silne napięcie, które wyładowuje się w aktach agresji - stwierdził.
Po trzecie - jak mówił - do eskalacji doprowadziła prowokacja. - Prowokacja jest po stronie różnych sił. Mam na myśli sektor prawy, czyli grupy skrajnie nacjonalistyczne, faszystowskie, które mają bardzo wielu prowokatorów - tłumaczył.
Prezydent wybrany demokratycznie
Rotfeld zaznaczył, że mimo krwawych starć możliwe jest pokojowe rozwiązanie konfliktu na Ukrainie. Jak mówił, należy pilnie zastanowić się, w jaki sposób powstrzymać użycie przemocy.
- Jeśli rokowania mają być skuteczne, to muszą być nie tylko te strony, które się ze sobą zgadzają, ale trzeba znaleźć formułę, w której będą uczestniczyć i ci, którzy stoją po drugiej stronie barykady - stwierdził Rotfeld.
Tłumaczył, że w pokojowe rozmowy zaangażowana powinna być opozycja, ale także obecna władza. - Można nie mieć do niej zaufania, ale trzeba powiedzieć wyraźnie, że ten prezydent przy wszystkich swoich wadach, ułomnościach i tym, że nie zasługuje na zaufanie swoich rozmówców, został wybrany demokratycznie. W związku z tym nie ma innej władzy dzisiaj - zaznaczył.
"Międzynarodowy parasol"
Jak podkreślał Rotfeld sytuacja na Ukrainie jest "niebezpieczna i niekorzystna dla wszystkich."
- Korzystają tylko ci, którzy boją się odpowiedzialności za dotychczasowe przestępstwa i zbrodnie. Ci ludzie są zdolni do prowokacji - ocenił. Jak mówił, trzeba podjąć działania, żeby powstał "międzynarodowy parasol, który zapewniłby, że działania tych zdecydowanych na przeszkadzanie w procesie pokojowej transformacji, zostały ograniczone".
Jego zdaniem trwałe rozwiązania dla Kijowa mogłyby być wypracowane przez międzynarodową grupę pracującą pod auspicjami Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.
Przypomniał, że podobna grupa działająca pod auspicjami OBWE działała w 1994 roku i wypracowano wówczas dwa trójstronne dokumenty, z których drugi zawarty był między Rosją, Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią ws. udzielenia gwarancji dla Ukrainy. - I te gwarancje miały obejmować zapewnienie Ukrainie pełnej suwerenności, niepodległości, integralności terytorialnej, nienaruszalności granic i nieużywania żadnych środków ekonomicznych, które miałyby podważać niezależność Ukrainy. Otóż przyszedł dzisiaj moment, kiedy można powiedzieć: sprawdzamy, w jakiej mierze te zobowiązania przyjęte, i to są zobowiązania natury prawnej, są respektowane - mówił Rotfeld, który uczestniczył także w czwartkowym spotkaniu w szerokim gronie polityków i ekspertów z premierem Donaldem Tuskiem.
"Dojdzie do wyciszenia"
Gość "Faktów po Faktach" mówił, iż spodziewa się, że po wizycie ministrów spraw zagranicznych Polski, Francji i Niemiec na Ukrainie, dojdzie jutro do "pewnego wyciszenia." Dodał, ze ważne jest osiągnięcie rozejmu.
- Rzecz polega na tym, żeby ten rozejm stał się skuteczny. Obecność tych trzech ministrów daje nadzieję, że tym razem rozejm będzie respektowany - stwierdził.
"Te zbrodnie nie mogą być nieukarane"
Rotfeld podkreślił, że sankcje wobec Ukrainy, które w czwartek zapowiedziała Unia Europejska, "uwiarygadniają ostre deklaracje". - Słowa powinny mieć pewną wagę i cenę i jeśli poważne państwa, mocarstwa składają pewne oświadczenia, to one muszą mieć materialną siłę. Te sankcje mają potwierdzić, że ludzie, którzy dopuszczają się zbrodni będą musieli za to odpowiadać - podkreślił Rotfeld.
- Zaczyna się od sprawy wiz i zablokowania kont, ale z całą pewnością przyjdzie taki moment, że ci którzy wydali rozkaz strzelania staną przed sądem. Może to będzie sąd ukraiński, może międzynarodowy trybunał. Te zbrodnie nie mogą być nieukarane - zaznaczył Rotfeld.
Wysłannik Putina? "Wyczulony na respektowanie praw człowieka"
W negocjacjach ukraińskich władz z opozycją ma uczestniczyć wysłannik prezydenta Rosji Władimira Putina. Rotfeld ocenił, że Władimir Łukin jest zawodowym dyplomatą, który przez 10 lat pełnił funkcję rzecznika praw obywatelskich i który był także ambasadorem w Stanach Zjednoczonych za rządów Borysa Jelcyna. - W zasadzie zachowywał się do tej pory w sposób niezależny. W sprawach praw człowieka zajmował stanowisko wyróżniające się korzystnie na tle stanowisk innych ludzi z administracji - powiedział były minister spraw zagranicznych. Dodał, że jest to sygnał, iż ta osoba jest wyczulona na respektowanie praw człowieka.
Krwawe zamieszki
Od rana w czwartek dochodzi w Kijowie do zamieszek między demonstrantami a siłami rządowymi. Obie strony oskarżają się o sprowokowanie starć i złamanie ogłoszonego w środę rozejmu. Liczba ofiar czwartkowych walk w centrum Kijowa przekroczyła 70 - podały służby medyczne ukraińskiej opozycji; według źródeł oficjalnych od wtorku zginęło 67 osób. UE postanowiła w czwartek nałożyć sankcje wizowe i finansowe na osoby odpowiedzialne za eskalację przemocy na Ukrainie oraz objąć ten kraj embargiem na dostawy sprzętu, który może zostać wykorzystany do represji. Przebywający w Kijowie ministrowie spraw zagranicznych trzech państw unijnych - Polski, Francji i Niemiec - zdecydowali się przedłużyć swój pobyt do piątku. "Przed nami noc ciężkich negocjacji" - napisał na Twitterze rzecznik polskiego MSZ Marcin Wojciechowski. W czwartek od rana rozmawiali z prezydentem Wiktorem Janukowyczem, potem z opozycją ukraińską i wieczorem - jak dowiedziała się PAP - znów udali się do Janukowycza
Autor: db/mieś / Źródło: tvn24