- Pan płynie na krze w stronę mostu - mówił dyspozytorowi straży pożarnej w Przemyślu niespokojny głos. - Będzie chyba po krach skakał - relacjonował. Po chwili na przemyskie osiedle Kmiecie przyjechała straż. Gdyby nie ludzie, którzy wezwali pomoc, wtorek skończyłby się dla uwięzionego na krze wędkarza tragicznie.
Zgłoszenie nie było długie. Zaledwie kilka zdań. Ale wystarczyło, by na miejscu niemal natychmiast pojawili się ratownicy.
- Jest taka sytuacja. (...) Pan na Kmiecie (osiedle w Przemyślu - red.) płynie na krze w stronę mostu - mówi człowiek, który zadzwonił do straży pożarnej.
Anonimowy bohater
Co ma zrobić teraz nie wiem, będzie chyba po krach skakał. Albo będzie musiał do wody wskoczyć. Co dalej to ja nie wiem, ale trzeba cokolwiek zrobić, no. zgłoszenie do straży
Głos po drugiej stronie, przy telefonie alarmowym straży spokojnie dopytywał o szczegóły. A odpowiedzi padały. - Wędkarz, który łowił ryby. (...) Płynie na krze, wędkarz. Teraz dopiero zebrał sprzęt. I chyba się w w ogóle zorientował. Co ma zrobić teraz nie wiem, będzie chyba po krach skakał. Albo będzie musiał do wody wskoczyć. Co dalej to ja nie wiem, ale trzeba cokolwiek zrobić, no...
Co było dalej - wiemy. Na pomoc ruszyli strażacy, przy moście z narazeniem życia prowadząc akcję. Ratownik, który poszedł za mężczyzną na krę, trafił ranny do szpitala. Jego stan jest ciężki.
Wędkarz czuje się dobrze, podziękował strażakom za akcję. Ale cała sprawa mogła skończyć się zupełnie inaczej, gdyby nie zgłoszenie...
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24