6-latka przez ponad tydzień dostawała lek na rozrzedzenie krwi. Gdy na jej ciele pojawiły się siniaki, matka zabrała ją do szpitala. Dziewczynka musiała mieć transfuzję, bo aptekarka pomyliła leki. Kobieta co prawda nie chciała wypowiedzieć się przed kamerą, jednak w rozmowie z reporterem TVN24 przyznała się do błędu. Źle odczytała nazwę leku. Grozi jej teraz do roku więzienia.
O fatalnej pomyłce jako pierwszy poinformował "Głos Szczeciński". Matka dziewczynki po powrocie z apteki, gdzie kupiła lek, od razu zaczęła go podawać swojej córce. Przyznaje, że nie przeczytała dołączonej ulotki. - Nie sądziłam jednak, że w aptece mogą pomylić leki! – mówi pani Iwona.
Przez kilka dni dawała córce lek, który powoduje rozrzedzenie krwi i jest przeznaczony dla dorosłych. W wyjątkowych przypadkach może być stosowany u dzieci, ale tylko takich, które mają wszczepioną zastawkę i nie w takiej dawce, jaką dostawała jej córka.
W efekcie po tygodniu na ciele dziewczynki pojawiły się niepokojące siniaki. Matka myślała, że może ktoś pobił ją w szkole, jednak nic podobnego się nie wydarzyło. Gdy dziewczynka zaczęła się dziwnie zachowywać, zrobiono jej badania krwi, które wykazały anemię. Zdezorientowani rodzice zabrali ją do szpitala.
Konieczna byłą transfuzja
– Dopiero tam wszystko wyszło. Konieczna była transfuzja krwi – mówi pani Iwona. Dziewczynka czuje się już dobrze, jednak, jak mówi matka, jest ciągle przestraszona.
– Dochodzenie dopiero ruszyło – mówi gazecie Jarosław Przewoźny, szef kamieńskiej prokuratury. – Zbieramy materiały, na pewno powołamy biegłego. Traktujemy tę fatalną pomyłkę, jako działanie nieumyślne. Trudno bowiem uwierzyć, że pani w aptece specjalnie sprzedała lek na zupełnie inną chorobę - dodaje.
Aptekarce grozi rok więzienia
Szefowa Zachodniopomorskiej Izby Aptekarskiej Danuta Parszewska-Knopf dodaje, że podobnych pomyłek jest sporo. Winni są także lekarze, bo piszą na receptach bardzo niewyraźnie. Aptekarz jednak w razie wątpliwości powinien robić wywiad: dopytać o chorobę i wiek pacjenta czy sprawdzić na pieczątce, jakiej specjalności jest lekarz.
W podobnym tonie wypowiadała się w TVN24 Alina Fornal Prezes Okręgowej Izby Aptekarskiej w Warszawie. - Farmaceuta powinien zwracać uwagę, czy jest to lek dla dorosłych czy też dla dzieci. Pewnych leków nie stosuje się u najmłodszych. Jeśli jest wątpliwość, a nie można się skontaktować z lekarzem, farmaceuta nie powinien wydawać leku. Jest bowiem ostatnim fachowcem, który może zapobiec tragedii, zwłaszcza w przypadku, gdy lekarz się pomylił - powiedziała Fornal. I dodała: - Pacjent - już po wydaniu leku powinien przeczytać ulotkę.
Powiadomiona przez matkę policja prowadzi dochodzenie w sprawie nieumyślnego narażenia na ciężki uszczerbek na zdrowiu. Aptekarce grozi rok więzienia. Pani Iwona jeszcze nie wie, czy będzie się domagać od apteki odszkodowania.
Kolejna pomyłka
Do podobnej pomyłki doszło w zeszłym roku Słupsku. W listopadzie 2008 roku głośno było o mężczyźnie, który kupił lekarstwo dla gorączkującego 8-tygodniowego niemowlaka. Dopiero po jego wyjściu aptekarka zorientowała się, że zamiast leku dla niemowlaka, sprzedała mu znacznie silniejszy paracetamol 500-miligramowy w czopkach. Zaalarmowani policjanci natychmiast przystąpili do poszukiwań mężczyzny.
Dzięki przytomnej postawie matki, niemowlak nie otrzymał silnej dawki paracetamolu. Na szczęście kobieta przeczytała ulotkę i stwierdziła, że jest to zbyt silna dawka i nie podała leku swojemu dziecku.
Źródło: "Głos Szczeciński", TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24