O umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu powietrznym oskarżyła prokuratura Afreda S., 80-letniego pilota awionetki, która w listopadzie ub. r. zawisła na drzewie w Wielmoży (woj. małopolskie).
Jak poinformowała rzeczniczka krakowskiej Prokuratury Okręgowej Bogusława Marcinkowska, w ocenie prokuratorów, mężczyzna nie zdecydował się na lądowanie przed zapadnięciem zmroku, nie skontaktował się także przez radiostację ze służbami lotniczymi ani ratunkowymi, aby uzyskać informację o swoim położeniu i wyznaczeniu miejsca do awaryjnego lądowania.
Zawisł na drzewie
Do zdarzenia doszło 27 listopada ubiegłego roku, gdy 80-letni Alfred S., posiadający licencję pilota samolotów ultralekkich wydaną w Republice Czeskiej, wystartował z czeskiego lotniska w Zabreh. Samolot mógł być użytkowany wyłącznie do lotów w porze dziennej, o czym Alfred S. został poinformowany przed startem.
Podczas lotu pilot nie zdołał utrzymać obranego kierunku, przez co nie mógł ustalić rzeczywistej pozycji, w której znajdował się samolot. Pomimo zapadającego zmroku kontynuował lot, szukając bezpiecznego miejsca do lądowania. Po około trzech godzinach znalazł się nad miejscowością Wielmoża, gdzie widząc oświetloną drogę podjął próbę lądowania. Próba ta zakończyła się zderzeniem z drzewami, a samolot zawisł na jednym z iglaków.
Nieprzestrzeganie procedur lotniczych
Jak ustaliła prokuratura, awionetka była sprawna, posiadała działającą radiostację, a na pokładzie znajdowała się m.in. instrukcja użytkowania samolotu w języku czeskim, mapa polskiej przestrzeni powietrznej oraz notatki zawierające wykaz lotnisk zapasowych z częstotliwościami odpowiednich radiostacji.
Pilot w przypadku utraty orientacji powinien wylądować w dogodnym miejscu przed zapadnięciem zmroku i mieć przy sobie telefon komórkowy. Po utracie orientacji w terenie miał możliwość porozumienia się drogą radiową ze służbami naziemnymi, ale nie zrobił tego.
Prokuratura: Stworzył ryzyko katastrofy
Zdaniem prokuratury Alfred S. podjął błędną decyzję o kontynuowaniu lotu po zmroku, w wyniku której został zmuszony do lądowania na nieznanym, słabo oświetlonym i pagórkowatym terenie. W dodatku droga lądowania była węższa niż rozpiętość samolotu, istniała więc realna możliwość zderzenia awionetki z zabudowaniami i spowodowania pożaru, tym bardziej, że z uszkodzonego zbiornika wyciekało paliwo.
Ponadto mogło dojść do zaczepienia awionetką o linie energetyczne, a przez to "zostało sprowadzone bezpośrednie niebezpieczeństwo zagrażające życiu lub zdrowiu mieszkańców miejscowości Wielmoża oraz mieniu w wielkich rozmiarach". Fakt, że samolot spadł na rosnące na posesji drzewa, a nie rozbił się o budynek mieszkalny, jest w zaistniałych warunkach szczęśliwym zbiegiem okoliczności - podkreśla prokuratura.
Oskarżony odpiera zarzuty
Przesłuchany w charakterze podejrzanego Alfred S. nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Wyjaśniał, że podczas lotu dochował reguł ostrożności wymaganych od pilota awionetki w panujących okolicznościach. Grozi mu do 8 lat pozbawienia wolności.
Prokuratura zastosowała wobec niego zakaz pilotowania wszelkich pojazdów poruszających się w ruchu powietrznym oraz poręczenie majątkowe w wysokości 2 tys. zł.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN24