Znów dwójka dzieci po dopalaczach trafiła do szpitala - 12-latek w Kołobrzegu i 17-latek w Kielcach. Tylko w tym tygodniu lekarze musieli ratować co najmniej dwunastu nastolatków. Problemu nie widzą na razie sprzedawcy.
Chłopca, który wraz z kolegami wypalił skręta z dopalaczy, do szpitala w Kołobrzegu przywiozła wczoraj karetka. - To było 12-letnie dziecko, które trafiło tutaj w stanie średnim. Był co prawda przytomny, ale kontakt z nim był bardzo utrudniony. Przez kilka godzin do siebie dochodził - opowiada ordynator oddziału dziecięcego Halina Olech.
Dziecko musiało noc spędzić w szpitalu. - Dzisiaj jego stan był dobry i został wypisany do domu – dodaje Olech.
12-latek wyjaśniał, że dopalacze kupił w sklepie. Sprzedawczyni pytana o to, jak to się dzieję, że tak młodzi ludzie kupują dopalacze odpowiada: - To nie jest od 18 roku życia, więc można.
Zasłabł w domu
Także wczoraj do szpitala trafił inny nastolatek, który zatruł się dopalaczami. 17-latek zasłabł w domu po powrocie ze szkoły. Zaniepokojony ojciec zawiózł go do szpitala.
- Dopiero przyjęty na oddział przyznał się, że wypalił "tajfun", bo to teraz bardzo modny dopalacz - relacjonuje Aldona Latos, lekarz z Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego w Kielcach.
Jak opowiada, chłopiec miał zmienny nastrój – od depresji do wesołkowatości. Źle się czuł. Miał spadki ciśnienia - później nagle był pobudzony, wesoły. Miał zaburzenia równowagi. - W tej chwili jest w stanie dobrym - dodaje.
Skąd 17-latek dostał dopalacze? - Oczywiście, że dostał od kolegi. Zawsze mówią, że od kolegi, że zostali poczęstowani. Myślę, że to nie jest prawda, ale tak nam tutaj mówią. Takie to są tłumaczenia młodzieży - mówi Latos i dodaje, że takich pacjentów w szpitalu dziecięcym w Kielcach mają przynajmniej raz w miesiącu.
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24